Od tego orientalnego miejsca dzieli nas aż 1700 kilometrów w linii prostej i zaledwie 3 godziny lotu samolotem, i oto jest – Turcja.Turcja to kraj, gdzie miesza się Europa z Azją. Świetne drogi, nowe budownictwo, wciąż rozwijająca się turystyka, a obok tego palmy, małe chatki na kolorowych polach otoczone kilometrami pustki i 40 stopni gorąca. No i 3% kraju leżące w Europie (granica tych kontynentów przebiega w Stambule).
Wrażenia z lotu samolotem – bezcenne. Widok chmur pod sobą i Bałkanów pod chmurami w pełni rekompensuje nieprzyjemne doznania, związane ze startem i osiągnięciem pułapu lotu przez maszynę, w której zamknięci trzy godziny przemieszczaliśmy się w kierunku Antalyi. Po wszystkich odprawach paszportowo-bagażowych i wyjściu z terminalu uderzyło nas gorąco, które można porównać do nokautującego ciosu. Jednak po kilku godzinach już można było się przyzwyczaić.
Dystans z Antalyi do prowincji Kemer, gdzie przyszło nam przez tydzień mieszkać to około 40 kilometrów. Droga prowadzi wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego i masywów gór Taurus. Z morską wodą po jednej stronie kontrastują wszechobecne śmieci u podnóża gór, ewidentnie wyrzucane przez podróżujących z okien samochodów. Niestety widok butelek, pustych opakowań i wszelkiego rodzaju odpadków towarzyszy nam do końca pobytu, niezależnie czy jesteśmy na drodze, czy gdziekolwiek indziej.
Niestety wycieczki organizowane z biur podróży są zwykle na zachód kraju, a ta część, mimo że bezpieczniejsza, jest bardziej europejska. Jest więc wielce prawdopodobne, że wybierając się do małej nadmorskiej miejscowości na miejscu zastaniemy hotel na hotelu. Do takiego kurortu właśnie trafiliśmy. Mieścinka Beldibi, poza sklepami i kamienistą plażą nie ma nic więcej do zaoferowania.
W takim przypadku, żeby nie spędzić całego pobytu przy hotelowym basenie, warto wybrać się na własną rękę na wycieczkę do pobliskich miejscowości. Najlepiej przemieszczać się busami (dolmuş) – w ten sposób można objechać całą Riwierę Turecką.
Gdziekolwiek by się nie ruszyć, z każdego sklepu, straganu czy kramu obsługa zachęca słowami: „Здравствуйте! Заходите, Рожалуйста!”. Kiedy okazuje się, że mają do czynienia z Polakami, z uśmiechem na twarzy wołają: „Dzień dobry! Jak się masz!”. I na tym kończy się ich znajomość polszczyzny. Kiedy powracają do rosyjskiego, z naszej strony zapada milczenie. Jako pokolenie wychowane na języku angielskim, mieliśmy duże trudności w porozumiewaniu się z Turkami.
Tureckie sklepy podzielić można na trzy kategorie. Pierwsze oferują skórę, drugie biżuterię, trzecie natomiast – wszystko. Po przekroczeniu progu takiego miejsca można dostać oczopląsu od przeróżnej ceramiki, pamiątek, ubrań, szaliczków i chustek oraz, oczywiście, fajek wodnych.
Po całym rytualnym targowaniu odchodzi się z przeświadczeniem, że udało się maksymalnie zbić cenę, co jest oczywistą bzdurą. Tureccy handlarze nie tracą. Warto na przykład porównać ceny damskich szali: u nich cena wyjściowa to 10 €, u nas na bazarze szal „made in Turkey” kosztuje 10 złotych. Wartość jednego może więc sięgać wartości jakiegoś jednego euro… Walutą, jaką najlepiej posługiwać się w Turcji jest dolar amerykański. Można zapłacić nim wszędzie i za wszystko, po kursie bardziej korzystnym niż turecka lira. Płatność w euro również jest możliwa, ale kurs wymiany oferowany przez handlarzy znacznie mniej opłacalny.
Z torbami pełnymi zakupów najlepiej się… zgubić. Turcy są bardzo przyjaźni i pomocni. Pomimo trudności z porozumiewaniem się (większość zna tylko rosyjski) są skorzy do pomocy do tego stopnia, że po naszej bezowocnej 15-minutowej dyskusji rosyjsko-angielskiej, potrafili wyjąć kluczyki od samochodu, rzucić wszelkie aktualne zajęcia i podwieźć do celu. Niestety ze strachu nie skorzystaliśmy.
To, co w tym kraju, prócz temperatury może przeszkadzać Polakom, to jedzenie. Mimo położenia kraju nad czterema morzami (M. Egejskie, M. Śródziemne, M. Czarne i M. Marmara) Turcja nie ma tradycji rybołówstwa, więc na owoce morza nie ma co liczyć. Tak samo nie można liczyć na wieprzowinę. Dlatego turyści skazani są na kasze, ryże oraz całą gamę przeróżnych sałatek. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie smak octu i rozmaitych przypraw, które wraz z nadmiarem zielonej pietruszki skutecznie zabijają smak wszystkich potraw. Przyzwyczaić się jest ciężko, z wysoką temperaturą poszło nam znacznie lepiej.
Punkty obowiązkowe wyprawy do Turcji, oferowane przez wszystkie tamtejsze biura podróży to Pamukkale i Kapadocja. Pamukkale, czyli Bawełniane Tarasy to wapienne zbocza góry Cökelez, wyglądające niczym magiczny śnieg pośród 40-stopniowego upału. Na zboczu góry, wśród nierówności terenu od około 14 tysięcy lat powstają baseny wody termalnej, ukształtowane w formie tarasów. W pobliżu znajdują się ruiny miasta Hierapolis mające jakieś 2000 lat. Robi wrażenie, szczególnie na tych, którzy mieszkają w blokach z wielkiej płyty, rozpadających się po „zaledwie” 50 latach.
Kapadocja to natomiast rozległa przestrzeń zabudowana domkami niczym z bajki. Robili je prześladowani chrześcijanie, powstawały poprzez drążenie miękkich skał wulkanicznych. Są tam też skalne kościoły i podziemne miasta. Kapadocja jest na tyle rozległa, że aby ją zwiedzić potrzeba 2-3 dni (i tyle czasu trwają wycieczki zorganizowane). Dla osób spędzających w Turcji 7-dniowe wakacje wykupione z biura jest to trochę męczące i zbyt kosztowne (ok. 100 €).
Turcja jest tym bardziej interesująca, kiedy dowiemy się, że jako jedyny kraj nie poparła rozbiorów Polski, może to bardzo sentymentalne i dziś nie na czasie, ale robi swoje… Duże wrażenie robi też przywiązanie tamtejszej ludności do symboli narodowych. Nie ma miejsca, gdzie nie wisiałaby turecka flaga. Nieważne czy to miejski plac, hotel, dom, sklep, czy dolmuş, którym się przemieszczamy. Dodatkowo niemal boską czcią darzony jest Mustafa Kemal Paşa – Atatürk, zwany Ojcem Turków. Jego podobizna widnieje na wszystkich nominałach tureckich pieniędzy, a pomnik stoi w każdym mieście. Dzięki reformom gospodarczym Atatürka i laicyzacji państwa w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, Turcja dziś jest znaczącym państwem na arenie międzynarodowej.
Ten bogaty w kolory i zapachy kraj ma do zaoferowania każdemu coś specjalnego. Tu można znaleźć ukojenie w cichych wioskach, odpoczynek na piaszczystych, lub tych bardziej kamienistych plażach. Ale też tutaj zazna się bogatego życia nocnego, smaku szaleńczych zakupów. No i całymi dniami można zwiedzać starożytne miasta, dziwy natury i pachnące bazary.
Tekst i zdjęcia: Olga Adamus, Grzegorz Świercz