Przed premierą sztuki „Macica” Marii Wojtyszko w kieleckim teatrze słychać było protesty i głosy oburzenia, że „coś” takiego będzie wystawiane. Myślę, że całe zamieszanie wzięło się stąd, że właściwie mało kto znał tekst utworu (co zresztą jest normalne jeśli chodzi o prapremierę…). Po obejrzeniu spektaklu widać, że aspekty ginekologiczne to tylko jeden z obrazów, które mają pokazać kompletną historię życia Wiktorii (a nie tylko, to co ładne i medialne).Być może tytuł dla większości z nas kojarzy się mało sympatycznie… a raczej anatomicznie. Nie jest on jednak przypadkowy, bo Macica to jedna z postaci. Główną bohaterką sztuki jest Wiktoria, która studiuje, pracuje na stażu w szkole i ma wiele przygodnych związków. Owocem jednego z nich (z tym, że nie wie którego) jest ciąża. Wiktoria nie chce dziecka – chce się rozwijać, robić karierę i używać życia. Tu pojawia się postać Macicy (która kłóci się z Wiktorią, bo bardzo zależy jej na dziecku i uważa, że jest na nie gotowa), ducha jednego z chłopaków Wiktorii (który pijany zginął pod Tirem), rodziców (marzeniem ojca Wiktorii jest, by zawsze miała 3 latka) czy babci (w czasie wojny zgwałconej przez Niemców).
Wiktoria buntuje się i kłóci ze wszystkimi. Ostatecznie postanawia usunąć ciążę, ale przegapiła termin i jest już zbyt późno. Tak na świecie pojawia się Wiktor.
Cała fabuła może wydawać się prosta, ale przedmiotem sztuki nie jest akcja, a rozterki Wiktorii. Uosabia ona dylematy wielu młodych kobiet. Wiktoria wyraża się o macierzyństwie jako o „zidioceniu” czy „zakopaniu w pieluchach”. Boi się, że rodząc dziecko straci wiele szans (a jej Macica ma inne zdanie).
Ostatecznie okoliczności zmuszają ją do zaakceptowania tego, że jest matką. Maria Wojtyszko w swojej sztuce nie daje jednak odpowiedzi, co byłoby lepsze „kariera” czy dziecko. Oglądając końcowe sceny przedstawienia nasuwa się tylko jeden wniosek: jakoś to będzie…
Ogromną zaletą sztuki jest zmysł obserwacyjny i poczucie humoru autorki. Maria Wojtyszko pokazała jak rodzą się mity i postawa godna wszechpolaka (świetny monolog Wiktora), bardzo zabawne są także obrazki ze szkoły rodzenia, a w „ginekologicznej” scenie porodu słychać teksty jak z niektórych polskich szpitali.
Polecam to przedstawienie, bo przede wszystkim mamy tu ciekawy tekst, inteligentne poczucie humoru autorki i dobrą realizację sceniczną.
Marta Szczecińska