Malarka na blokowisku

Rozmowa z Karoliną Zdunek, kielczanką, malarką stypendystką Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Karolina wystawiała m.in. w galeriach: XXI w Warszawie, Program – Piętra Sztuki – HARTownia i Galerii Klimy Bocheńskiej w Fabryce „Trzciny” w Warszawie. Na ubiegłorocznym 37. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” Karolina otrzymała Grand Prix za dwie prace „Wnętrze + blok” i „Wnętrze + blok2”, które pochodzą z projektu pod nazwą „Blokowiska”Kim jesteś?
– Urodziłam się i przez 18 lat mieszkałam w Kielcach. Ukończyłam Liceum Plastyczne, potem studiowałam na ASP w Warszawie. (ASP ukończyła z wyróżnieniem 2 lata temu – red.).Teraz nadal mieszkam w Warszawie, ale nie zerwałam kontaktów z Kielcami. Uczę studentów dziennych i zaocznych I, II i III roku Instytutu Edukacji Plastycznej Akademii Świętokrzyskiej. Przekazuję im wiedzę dotycząca rysunku i technik malarskich. Mam z tego dużą satysfakcję. Nigdy nie sądziłam, że tak potoczą się moje losy, ale… odnalazłam się w tym. Uczę nie tylko studentów, ale także młodzieżą licealną i dzieci. Przede wszystkim jestem jednak malarką. Wspólnie z 20 innymi artystami i moimi przyjaciółmi wynajmujemy całą kamienicę na warszawskiej Pradze, mamy tam swoje pracownie. Maluję do godziny 16-17, potem zabieram się za pracę zarobkową, czyli uczenie…. Nie pozwala mi to na życie na wysokim poziomie, ale jakoś daję sobie radę. Cieszę się, że dzielę swoją przestrzeń pracy artystycznej z innymi młodymi twórcami. Bo trochę jest tak, że artysta jest skazany na przebywanie z samym sobą. To jest wpisane w zawód twórcy, artysty. Dzięki przyjaciołom nie czuję się odizolowana od innych. Mamy czas nie tylko na życie towarzyskie, ale także, a może przede wszystkim, na wzajemne inspiracje. Nie mogę się pochwalić zbyt wieloma wystawami swoich prac, ale… już kilka razy prezentowałam je na forum publicznym.

-A co malujesz?
-Maluję duże, wielkoformatowe obrazy. Największy ma 6 metrów. Często to są cykle obrazów, tryptyki. Już od II roku studiów fascynowała mnie architektura industrialna: słupy wysokiego napięcia, konstrukcje. Wykorzystuję je w swoich obrazach, ale często są tak przetworzone, że zmieniają się niemal w układy abstrakcyjne. Dzięki stypendium Ministerstwa Kultury realizuję projekt pod nazwą „Blokowiska”. Projekt rozrósł się już do takich rozmiarów, że mój obraz, moja wizja blokowisk wychodzi poza namalowane przeze mnie płótna, z moich obrazów buduję już nową przestrzeń, instalacje: korytarze, wnętrza. To trochę odzwierciedlenie mojego stanu ducha. Przecież każdy z nas w życiu dorosłym staje przed wieloma wyborami. Budowana przeze mnie przestrzeń ma symbolizować te możliwości decydowania o sobie. Mogę wybrać każdą z dróg, ale czy na końcu spotkam otwarte drzwi? Tego nie wiem, ale przecież muszę wybrać.

-Kobieta malująca słupy i konstrukcje? Malarstwo kobiet kojarzy się raczej z miękkością, uczuciami. Skąd pomysł, aby zająć się właśnie industrialną stroną naszej rzeczywistości?
-Żyjemy w takim, a nie innym świecie, którego przemysłowości, technologii nie da się już pominąć. Sama mieszkam na blokowisku. Gdybym mieszkała w domu na wsi, prawdopodobnie malowałabym co innego. A ja spędzam wiele czasu w środkach transportu miejskiego i ogólnopolskiego na trasie Kielce – Warszawa i z powrotem. Pewnie stąd moje prace, bo inspiracją dla mnie jest moje życie. Na dodatek … chyba jestem przywiązana do geometrii. Mój tata rysuje mapy. Już jako mała dziewczynka patrzyłam na te geometryczne kształty i bardzo mnie fascynowały. Może miłość do geometrii mam w genach? Lubię malować przedmioty, rzeczy kanciaste. Obłe i miękkie przychodzą mi z trudem.

– Czy malujesz obrazy, aby je sprzedać?
-Nie myślę o swojej pracy w kategoriach komercyjnych. Chcę malować to, co mi w duszy gra. Zresztą moje prace są duże, więc nie nadają się do mieszkań. Choć kilka udało mi się sprzedać. Lubię się sympatycznie zdziwić, że któraś z moich prac znalazła nabywcę. Nie czuję frustracji, rozczarowania gdy tak się nie zdarzy. Zresztą, przynajmniej na razie – i oby jak najdłużej – pilnuję tego, aby kryteria czysto komercyjne nie decydowały o tym co tworzę. Dlatego ten podział: maluję do 16-17, a potem zarabiam, czyli uczę. Chcę, aby moja praca twórcza pozostała nieskażona jak najdłużej się da.

-Jak się czujesz jako laureatka Grand Prix?
-Nagroda bardzo mnie, zaskoczyła. Ale jest pomocna. Pomaga mi, gdy mam chwilę zwątpienia w to, co robię, Miło jest mieć świadomość, że to, co robię komuś się podoba. Takie chwile zwątpienia przychodzą. Po raz pierwszy – chyba jak każdy, kto kończy studia – miałam ją po ukończeniu ASP. Akademia daje poczucie bezpieczeństwa. Są ludzie, którzy patrzą, oceniają, prowadzą za rękę, pomagają. Kończysz studia i zostajesz sama ze sobą. Trzeba w sobie znaleźć siłę, aby wierzyć w to, co się robi. Teraz absolwenci ASP pracują głównie w agencjach reklamowych jako graficy lub ludzie od kreatywności. Ja zdecydowałam inaczej. Chcę się zająć twórczością, sztuką. Co będzie dalej, trudno przewidzieć, ale na razie nie ma możliwości, abym zaczęła „zarabiać pieniądze”, zapominając o sztuce. Nie widzę się w tym, nie czuję tego rynku.

-Podjęłaś chyba najtrudniejszą z możliwych decyzji. Wybrałaś najmniej pewną drogę. Skąd na to wzięłaś siły, bo wydajesz się być osobą skromną, nie do końca pewną siebie?
-Tak, nie jestem pewna siebie. Potrzebuję odbiorców, którzy potwierdzą, że idę dobrą drogą. Dlaczego tak zdecydowałam? Chyba mam wewnętrzny imperatyw, aby malować. Gdy zajmuję się czymś innym, to mam wyrzuty sumienia, że nie maluję. Chyba było tak od zawsze. Już w podstawówce wiedziałam, że będę zdawać do Liceum Plastycznego, potem na ASP.

– Dlaczego w Twoich pracach nie pojawiają się ludzie?
-Rzeczywiście, nie ma postaci w moich pracach, ale wszystkie one mówią o ludziach, o ich niepokojach, wątpliwościach, tajemnicy. Przez „Blokowisko” chciałam zwrócić uwagę na modularyzację, unifikację świata. Ale przecież za każdym oknem w malowanych przeze mnie blokach dzieje się inna historia, ludzkie życie. Stąd ten pomysł, aby na obrazach była fasada, czyli to, co zewnętrzne, i wnętrze tych bloków.

– Czy malarstwo nie jest trochę zbyt staromodne na nasze nowoczesne czasy? Młodzi artyści wychodzą ze swoją sztuką na ulice, jest wiele innych nowocześniejszych form plastycznego wyrazu.
-To fajne akcje, gdy młodzi artyści wychodzą na ulice. Jest tych akcji coraz więcej, ludziom się to coraz bardziej podoba. W Warszawie zawiązał się – z tego co słyszałam – komitet obrony palmy na rondzie de Gaulle’a. Malarstwo ma trudniej. Jest spora konkurencja, nie tak jak kilka wieków temu. Jednak moim zdaniem nadal jest i będzie miejsce dla malarstwa. Im głośniej krytycy sztuki krzyczą o końcu malarstwa, tym bardziej mi się ono podoba. Wydaje mi się, że artyści wypowiadają się coraz ciekawiej. I myślę, że wiele sztuk plastycznych może swobodnie ze sobą współgrać. Na dodatek są w Polsce odbiorcy sztuk plastycznych. Gdyby spojrzeć na tłumy przychodzące do Zachęty, muzeów w Warszawie i na wystawy obrazów, to należy stwierdzić, że nie jest źle. Oczywiście na Zachodzie jest dużo lepiej, tam ludzie są lepiej przygotowani do odbioru sztuki. Wierzę, że z czasem stanie się to także w Polsce.

– Może to przez to, że trudno jest oceniać sztukę współczesną. Tobie jest prościej, masz warsztat, wykształcenie. Co mają zrobić zwykli zjadacze chleba, wierzyć krytykom, czy sobie?
-Myślę, że podstawą oceny każdego dzieła jest próba zrozumienia artysty, odpowiedzi na pytanie, co artysta chciał przez to powiedzieć. Jeśli potrafimy to odnaleźć, to „to” jest sztuka. Jeśli dzieło do nas przemawia, wywołuje w nas emocje, to mamy do czynienia ze sztuką. Jeśli nie, to może to być najwyżej czysta wirtuozeria. Dla mnie dzieło sztuki tworzy to coś, ulotnego, nienazwanego, wyrastającego ponad materię.

-Czy młodym artystom w Polsce jest łatwo tworzyć, działać, wystawiać?
-Teraz jest trochę łatwiej. Powstaje coraz więcej galerii prywatnych, mamy gdzie wystawiać i sprzedawać. Jest łatwiej niż kilka lat temu, ale sytuacja młodych artystów zostawia wiele do życzenia.. W sumie niewielu może żyć z tego co robi ,nie rezygnując z własnych ideałów. Myślę, że można by ich zliczyć najwyżej na palcach dwóch rąk

– Czy nie kusi Cię, aby wymyślić jakąś prowokację i zasłynąć na cała Polskę?
-Nie, nigdy o tym nie myślałam. Wydaje mi się, że aby wymyślić prowokację artystyczną, trzeba z natury być prowokatorem. Tylko wtedy takie prace będą mieć siłę. Najważniejsze jest aby być uczciwym i tworzyć w zgodzie z samym sobą.. Ja nie jestem prowokatorką.

To nie marzysz o sławie, poklasku?
-Raczej chcę, aby moje prace trafiały do jak najszerszego grona odbiorców. Tylko wtedy można mówić o sztuce, bo ona nie istnieje bez odbiorców. To podstawa wszelkiego tworzenia.

-Wspomniałaś o grupie odbiorców, „nieskażeniu”, poszukiwaniach, samotności. Co jeszcze jest ważne w działalności artystycznej?
-Praca, ciężka praca, wytrwałość i cierpliwość i samodyscyplina. Tworzenie to nie praca, z której możemy wyjść o 17 i o niej zapomnieć. To przenika do życia codziennego, jest z nim nierozerwalnie związane. Trzeba być uważnym, skupionym. Talent to tylko 10 procent. Reszta to praca,. również nad sobą.

– Czy masz jakieś plany artystyczne?
-Myślę o stypendium lub studiach podyplomowych w Amsterdamie. W sumie jest mi dobrze w tej mojej małej kielecko-warszawskiej stabilizacji. Ale taki spokój może być złudny. Czasami trzeba się z tego wyrwać, aby szukać. Bo tylko przez poszukiwanie mogę tworzyć coraz lepsze, wartościowsze rzeczy. A w spokoju i stabilizacji często trudno znaleźć coś nowego.

– Co chciałabyś robić za na przykład 15 lat?
-Chciałabym nadal robić to, co robię, nie chcę rezygnować z ideałów. Chce mieć rodzinę, dom, dzieci, ale… zobaczymy jak to się wszystko potoczy.

-Czego można Ci życzyć?
-Wytrwałości i zdrowia. Reszta już sama jakoś wyjdzie.
rozmawiała: Agnieszka Kozłowska-Piasta