Arcydzieła ze światłem i cieniem

Nigdy wcześniej nie gościliśmy w Polsce tak doborowej i tak licznej reprezentacji francuskiej sztuki: sto osiemnaście obrazów, sygnowanych przez tuzów światowego malarstwa, od Georges’a de La Tour po Balthusa; od baroku po współczesność. Francuzi wzięli na siebie koszty transportu i ubezpieczenia eksponatów.Wystawa „Cienie i światła. Arcydzieła malarstwa francuskiego 1600 – 2000” zostanie otwarta 18 marca w warszawskim Zamku Królewskim. Wszystkie dzieła już są na miejscu, zaczęły się pierwsze przymiarki do ekspozycji.

– Francuzi nie poskąpili najcenniejszych obiektów, zdjętych ze stałej ekspozycji – nie może wyjść z podziwu Przemysław Mrozowski, komisarz ze strony polskiej. – Niemała w tym zasługa dyrektora Luwru. Pierwsza sala jest już gotowa. „Tańczymy” właśnie między francuskimi carravagionistami a . Zaawansowana jest sala druga, z braćmi Le Nain. Frapuje mnie ich społeczne i serdeczne podejście do chłopstwa, sami zresztą pochodzili z tego stanu. Zastanawiamy się, jak pokazywać Poussina, żeby go nie przytłoczył le Brun, ciężki, francuski rubensista. W kolejce do rozstawiania czekają impresjoniści. Zaskoczeniem może być Claude Monet – żadnych nenufarów czy fasad katedry. Zamiast tego zobaczymy niebanalny, mało charakterystyczny obraz – portret żony na marach… Współczesnością zajmiemy się w przyszłym tygodniu, kiedy przyjadą kurierzy z Centre Pompidou.

Andrzej Rottermund, dyrektor zamku, nie kryje dumy: – W Polsce największą i najciekawszą z dotychczasowych prezentacji sztuki francuskiej była wystawa „Malarstwo francuskie od Davida do Cézanne’a”, pokazywana w 1956 roku w stołecznym Muzeum Narodowym – wspomina. – Obecna dystansuje tamtą pod każdym względem: obejmuje znacznie dłuższy czas, wiele stylów malarskich, a także składa się na nią więcej obiektów znakomitej klasy i niekiedy imponujących rozmiarów.

Skala wystawy wymagała dużych przestrzeni. Pokaz zajmie całe pierwsze piętro, od Sal Matejkowskich do Sali Poselskiej. W największej, dwupoziomowej Sali Senatorskiej wzniesiono specjalną architekturę. Inscenizacją i światłem zajęły się, jak zwykle, Violetta Damięcka i Żaneta Govenlock.

Niektóre obiekty nigdy wcześniej nie opuściły Luwru. Wypożyczono też skarby z Musée d’Orsay, Muzeum Picassa i Centre Pompidou. Czy to rewanż za ubiegłoroczny Sezon Polski we Francji? Nie, na tak hojny gest zdobyło się francuskie Ministerstwo Kultury wobec nowych członków UE. Nie dość, że wypożyczyło arcydzieła, wzięło na siebie także podstawowe koszty – ubezpieczenie i transport. Prezentacja była już w Budapeszcie; do 19 czerwca pozostanie w Warszawie, potem pojedzie do Bukaresztu, w nieco okrojonym kształcie.

– Wystawa jest wyjątkowa jeszcze z jednego powodu – dodaje dyrektor Rottermund. – Dotyczy ważnego zagadnienia artystycznego, do którego rozmaicie podchodzono przez cztery wieki. Światło i cień w obrazach to podstawowy problem malarski, artyści zmagają się z nim od zawsze, od prehistorii – malunków i rytów naskalnych…

– Tytuł pochodzi od organizatorów, oni też dokonali wyboru prac – zaznacza Przemysław Mrozowski. – Moim zdaniem, przy niewielkiej korekcie w zestawie obiektów, pokaz mógłby się nazywać „Nieznośna lekkość bytu”. To francuska specyfika.

Dyrektor Rottermund ma największy sentyment do poważnej klasyki. – Zachwyca mnie przepiękny „Św. Sebastian”, genialny obraz de La Toura, jedna z pereł Luwru, która pierwszy raz opuściła siedzibę; cieszę się na spotkanie z le Lorrainem i Poussinem, kontynuatorami renesansu, wielbicielami rzymskiego klasycyzmu – wylicza. – Wspaniałe są płótna Chardina, martwa natura i „Modlitwa przed posiłkiem”; świetne kompozycje Fragonarda. Nie mogę nie wspomnieć o portrecie pędzla największego wielbiciela antyku, Davida – jakże wspaniale potraktował światło w tle postaci! No i klasą dla siebie jest wizerunek autorstwa Ingresa. Ale rewelacyjny jest też wczesny portret Picassa. Na tej wystawie dominują arcydzieła.

MONIKA MAŁKOWSKA Rzeczpospolita.pl