Zimowa depresja.

Od kilku dni za oknem jest tak zimno, że nikomu nie chce się nawet nosa wychylić za drzwi, nie mówiąc o jakiś dłuższych wypadach. Jeżdżąć autobusami widzę ludzi narzekających, otulonych jak na wycieczkę na Syberię, zasmuconych i otępiałych. Te obserwacje nakłoniły mnie do myślenia, jaki wypływ ma na nas mrozik.Gdy słońce zachodzi wcześniej, a przychodzi wszechobecna biel, u wielu z nas zaczyna się zimowa depresja. Bywało nie raz, że stojąc w kolejce np. do sklepu, widziałam ludzi całkowicie zmęczonych życiem. Problem nie dotyczy tylko starszych. Młodzi, też nie mają zapału do pracy, trudno namówić ich na jakąś zabawę czy realizację projektu. Stać ich najwyżej na jakieś chwilowe, trwające krótko rozrywki czy emocje.

Tak do końca nie wiem, z czego to wynika, mogę się jedynie domyślać, zwłaszcza że problem dotyczy także mnie.
W natłoku codziennych obowiązków, których na dodatek ciągle przybywa, brakuje czasu, a może przede wszystkim możliwości, aby odprężyć się choć na chwilę na przykład wychodząc na spacer, czy do miasta. Widmo odmrożonych uszu i nosów skutecznie zatrzymuje nas w domowych pieleszach. Najchętniej spędzamy czas w domu, w ciepełku, ale ile można?

Oczywiście nie wszystkich dotyka zimowa depresja i bardzo dobrze, że są tacy, którzy potrafią z nią walczyć. A tym innym pozostaje czekanie na słońce, ciepło, zrzucenie zimowych pancerzy. Gdy nadejdzie wiosna, a potem lato, dziewczyny znowu włożą krótkie bluzki, wszystko wróci do normy, pojawią się uśmiechnięte twarze w mieście i autobusie, a pesymistyczne myśli cierpiących na zimową depresję odejdą w zapomnienie.