Rzymianie w Nowej Słupi

Rzymscy legioniści po raz kolejny rozbiją w sobotę obóz w Nowej Słupi podczas Dymarek Świętokrzyskich. Ale tym razem będzie to finał doświadczenia, które ma udowodnić, że armia rzymska docierała na polskie ziemie. Przez osiem dni, w pełnym uzbrojeniu, kilkunastoosobowy oddział studentów i naukowców Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej przeszedł 130 kilometrów od granicy polsko-słowackiej do słowackiego Trencina.Marcin Sztandera: Dlaczego akurat poszliście do Trencina?

Dr Stanisław Ducin, legionista, pracownik UMCS: Właśnie w tej miejscowość na przełomie 179 i 180 roku naszej ery był najbliższy Polsce obóz legionistów. Naszą wędrówką chcieliśmy m.in. udowodnić, że przejście do Polski było możliwe i to stosunkowo łatwo, bo jak dotychczas dowodów brakuje, a historycy się spierają. Chcieliśmy sprawdzić też nasze repliki strojów, bo przy ich tworzeniu nie mieliśmy pełnej dokumentacji. Szliśmy więc z pełnym wyposażeniem, nawet rzymskim namiotem.

Ciężko było? Przecież taka zbroja musi ważyć co najmniej kilkanaście kilogramów?

– Mieliśmy pełny rynsztunek bojowy i marszowy, w sumie blisko 42 kilogramy. Tak nietypowo wyglądający oddział budził zrozumiałe zainteresowanie. Ale było bardzo sympatycznie, na każdym kroku ktoś nas pozdrawiał. Okazało się też, że subarmalis, czyli element zakładany pod zbroję, trzeba poprawić. Teraz używana replika chyba jest trochę za cienka i pancerz na słońcu bardzo uciskał. To ważna informacja, bo do końca nie wiadomo, jak wyglądały oryginalne subarmalis.

Czy Pana zdaniem starożytni legioniści dotarli na teren Polski?

– Jestem o tym przekonany. Jak widać, taka odległość nie jest zbyt dużym problemem, a te ziemie były zbyt ważne i zbyt rozległe, żeby Rzymianie ich nie penetrowali. Musimy tylko czekać, aż gdzieś odkryte zostaną ślady ich bytności. Możliwe, że to będzie właśnie w Górach Świętokrzyskich, gdzie działał bardzo ważny ośrodek hutnictwa.

Rozmawiał Marcin Sztandera Gazeta Wyborcza