Siedem lat temu była to rudera z dziurawym dachem, a przez wybite okna hulał wiatr. Dziś Stary Młyn w Morawicy wypiękniał i znany jest z…wesel. – Jak tu przyszedłem to nie można było nawet wejść do środka, taki był bałagan – opowiada Zygmunt Zawierucha, właściciel młyna. To było siedem lat temu.Stary budynek, który na początku ubiegłego wieku wybudowali Austriacy, groził zawaleniem. – Widać w nim niemiecką rękę, ale wcale nie był tak solidnie zrobiony, jak się mówi. Trzeba było wzmacniać, poprawiać – wyjaśnia.
Teraz w środku jest klimatyzacja, plastikowe okna, posadzka się błyszczy, a na ścianach lśnią lustra. Zamiast młyna jest hotel, słynny głównie z wesel. – Cały przyszły rok mam już zajęty. Miejsca zamawiają młodzi z Wrocławia czy Krakowa. Zwykle są to ludzie, którzy byli tu na imprezie i chcą wrócić – mówi Zawierucha. Jedna z sal na parterze służy morawickiej orkiestrze dętej, w której grają jego dwie córki.
Nie jest jednak do końca zadowolony z hotelu. Wiosną ma powstać tu zajazd z potrawami regionalnej kuchni. – Chętnych nie zabraknie. Ludzie zatrzymują się widząc ładny budynek i pytają, co można zjeść – argumentuje. Planuje także utworzenie ogródka z mostem widokowym nad Czarną Nidą. Całości ma dopełnić nowe koło młyńskie.
Na remont młyna pan Zygmunt wziął kredyt. W okolicy znany jest głównie jako właściciel sieci sklepów. W swojej firmie zatrudnia 50 osób. – Jak słyszę, że jest bezrobocie, to mnie krew zalewa. Tyle mam pracy, tylko ludzi brakuje. Wolę nieraz zatrudnić starszą kobietę, która ma na utrzymaniu dzieci, bo ona szanuje pieniądz i pracę. Młodzi często wybrzydzają – podkreśla.
Młyn już skończony, a pan Zygmunt snuje kolejne plany. – Mam trochę ziemi w okolicy. Marzy mi się dom wczasowy w pobliżu projektowanego zalewu – wyjaśnia. I wierzy, że marzenia się spełnią.
Piotr Burda Gazeta Wyborcza