Starosłowiański rytuał żywego ognia chcą odtworzyć naukowcy na Świętym Krzyżu podczas Dymarek Świętokrzyskich – pomysł się podoba, ale entuzjazmu nie wzbudza.Po zapadnięciu zmroku pierwszego dnia Dymarek z piecowiska ma wyruszyć w stronę szczytu kolumna rzymskich żołnierzy i westalek. Za nimi mają pójść barbarzyńscy wojownicy i kobiety. Na szczycie Łysej Góry, już po przekroczeniu wałów kultowych, nastąpi uroczyste rozniecenie ognia świdrem ogniowym przyniesionym przez barbarzyńców. Od płomienia kolejno odpalone zostaną oliwne lampki. – Cały pokaz może mieć wyjątkowy charakter, będzie oczywiście opatrzony odpowiednim komentarzem. Samo rozpalanie ognia dzięki pocieraniu drewna o drewno robi niezwykłe wrażenie. Chcemy tym symbolicznym rytuałem podkreślić, że miejsce to było święte również dla starożytnych hutników, których działalność upamiętniają przecież Dymarki – mówi Andrzej Przychodni ze Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Dziedzictwa Przemysłowego, współorganizator pokazów historycznych w Nowej Słupi. Podkreśla, że otwartego ognia nie będzie zbyt wiele. – Moim zdaniem bardziej niebezpieczne jest nierozważne rzucanie niedopałków w lesie – mówi.
Scenariusz prezentacji w zeszłym tygodniu trafił do Gminnego Ośrodka Kultury w Nowej Słupi, który jest głównym organizatorem Dymarek. Agnieszka Popczyk-Borowiecka, dyrektorka GOK-u, nie ukrywa, że pomysł jej się spodobał. – To coś nowego. Pokaz podkreśli związki Dymarek z Łysą Górą – mówi, ale zastrzega, że decyzja jeszcze nie zapadła. – To zależy od Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Na pewno spotkam się z dyrektorem ŚPN-u i porozmawiam na ten temat. Problemem może być np. pobieranie opłat za wejście na teren parku, bo wstęp jest przecież płatny. Te rozmowy nie są łatwe, ale na pewno warto spróbować – deklaruje Popczyk-Borowiecka.
Stanisław Huruk, dyrektor ŚPN-u, o pomyśle rozpalenia ognia na Łysej Górze nie słyszał. – Muszę poznać szczegółowy scenariusz i sprawdzić w przepisach, czy rozpalanie tam ognia w ogóle jest możliwe. Dla mnie jedynym warunkiem organizacji takiego pokazu jest zapewnienie bezpieczeństwa. Resztę spraw można jakoś ustalić – twierdzi.
marc Gazeta Wyborcza