Stolik zgaszony czernią satynowego obrusu. Na nim milcząca trąbka, instrument chwilowo niedęty. Waruje przy nim hojnie opuszczona głowa Tomasza Stańki, który wsłuchuje się w fortepian Łukasza Ojdany. Ich z kolei podgląda sam Miles Davis; jeszcze większy niż zwykle, bo dopasowany do rozdzielczości dużej sali KCK-u. To kluczowa scenka 15. festiwalu „Memorial to Miles” - mistrzowie kradną młodość, pretendenci oszukują dojrzałość. Błędne koło piszące historię jazzu.