„Słyszałeś Incubus? -Nie, a co to? -Zespół rockowy z DJ-em.”. Takich definicji używano kilka lat temu. Podążając tym tokiem myślenia legendarną kielecką grupę Ankh, która zagrała 21 listopada 2010 r. w klubie Mehehe nazwano „zespołem rockowym ze skrzypkiem”. Na przełomie wieków skrzypek- Michał Jelonek zaangażował się w inne projekty, a zespół nagrał interesującą płytę, na której dominowało brzmienie gitarowe „przyprawione elektroniką”. Ponieważ od tego czasu grupa dawała koncerty w „gitarowym” składzie, występ w Mehehe zapowiadany był jako koncert Ankh i Michała Jelonka.Mówienie o zespole „rockowym z ….” jest dziś w pewnym stopniu archaizmem- w końcu Blue October nie jest jedyną „grupą rockową z multiinstrumentalistą” choć rzeczony multiinstrumentalista, Ryan Delahoussaye wnosi do rocka barwy, które dotąd rzadko gościły w głównym nurcie tego gatunku muzycznego.
O „rocku z …” mówimy, ponieważ istnieje definicja klasycznego kwartetu lub kwintetu rockowego: wokal, gitara prowadząca, bas i perkusja, niekiedy uzupełnione o gitarę rytmiczną. Na podobnej zasadzie istnieje „hip-hop z …”- gdy obok MC i DJów pojawi się więcej „żywych” instrumentów. Nie słyszałem o „popie z …” i uważam to za zrozumiałe, gdyż moim zdaniem w „muzyce środka” może pojawić się wszystko oprócz brzmienia z charakterem.
W „rocku z …” występuje paradoks- choć rock to z definicji mocne brzmienie, muzyk, który „uzupełnia” klasyczny band bywa postrzegany jako źródło jego „muzycznej siły”.
Sukces Michała Jelonka w zespole Hunter oraz pozytywny odbiór jego solowych poczynań mogłyby wskazywać, że podobna sytuacja występuje w Ankh. Zwłaszcza, że muzycy sami niejako zachęcają do analizowania „hierarchii instrumentów” w ich twórczości wyrażając na swej stronie myśl, iż w 1997 roku Ankh przekształcił się „z zespołu skrzypcowo-gitarowo-perkusyjnego w zespół perkusyjno-gitarowo-skrzypcowy”.
Podstawowym przymiotnikiem, który określa dzisiejszy Ankh jest jednak słowo „spójny”- poszukiwania muzyczne z różnych etapów działalności, na koncercie tworzą całość.
Występ w Mehehe rozpoczął się od utworu z pierwszej płyty- „Hate & love”. Następnie zabrzmiała „Wiara” – wers „Słońce rozpala naszą obojętność” pojawił się we właściwym momencie- bo choć „wczucie się” w koncert to kwestia indywidualna, według mnie właśnie w tej chwili Ankh grał już przed „rozgrzaną” publicznością. „Rozgrzaną” nie z powodu korzystania z barku w Mehehe, a dzięki muzyce i atmosferze klubu. Klubu o niewielkiej powierzchni, w którym każdy koncert jest zwycięstwem ducha nad materią. Tym bardziej koncert zespołu poruszającego w swych tekstach tematy związane z religiami i filozofią. Symptomatyczne były słowa dośpiewywane przez Piotra Krzemińskiego w refrenie utworu „Wiara”- „póki sumienia siła w nas, póty moc i wiara… ale w co”. Ankh to zespół poszukujący. Zarówno tekstowo jak i muzycznie.
Kolejną pozycją w set-liście była „Ziemia”- pieśń, która dotyka tematyki ekologicznej. Szczypta naiwności mającego już swoje lata tekstu nie sprowadziła publiczności na Ziemię, gdyż Ankh potrafi oczarować- niekoniecznie słowami „hokus pokus”, które pojawiają się w tekście następnego utworu- „Nie okłamuj”.
Riff w energetycznym „Ty i ja” pochodzącym ostatniej do tej pory płyty Ankh „Expect Unexpected” mógł budzić miłe skojarzenia z kamieniem milowym rocka progresywnego- monumentalnym „Radioactive Toy” nagranym przez zespół Porcupine Tree, choć oczywiście utwory te bardzo różnią się tempem. Z dynamicznym „Ty i ja” kontrastował kolejny utwór- refleksyjne „Chleb i krew” z płyty „Ankh”. Dramaturgia utworu teatralnego i filmowego wymaga, aby w dwu punktach wyznaczanych przez jedną trzecią i dwie trzecie czasu jego trwania pojawiały się wydarzenia przełomowe. Bogaty w koncept-albumy czyli płyty opowiadające spójną historię świat rocka progresywnego także zna tę zasadę. Dlatego muzycy Ankh jako siódmy utwór zaprezentowali dynamiczną „Bramę”, której tekst pochodzi z „Boskiej Komedii” Dante Alighieriego.
Spod bram piekieł zabrała słuchaczy miłość. Nawiązująca swym tytułem do jazzowego standardu „Love Supreme” pochodzi z ostatniego jak dotąd albumu „Expect Unexpected” nagranego bez Michała Jelonka. „Odpoczynek” skrzypka nie trwał jednak długo- już wstęp stanowiącej rockowy cytat z „Zimy” Vivaldiego „Kraina umarłych” spowodował, że jeden ze słuchaczy wydał okrzyk „Michał, dawaj!”. „Art rock” uważa się często za synonim rocka progresywnego. W definicji tego kierunku zwraca się uwagę na odwołania do sztuki wysokiej. Nie tylko muzyki klasycznej, ale i poezji. Widoczne jest to również w muzyce Ankh- dziesiąty z utworów, które pojawiły się na koncercie w Mehehe to kompozycja do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Bez imienia”.
Z klasyką sztuki wysokiej przeplatały się tego wieczora kompozycje klasyczne dla twórczości zespołu Ankh. „Czekając na Słońce” było zarazem drugim punktem kulminacyjnym koncertu. Kolejne dwa utwory- „Kaktus” i „Blaaza” pochodzą z przełomu wieków. „Kaktus” to muzyczna relacja z podróży do Meksyku. BlAAza natomiast pochodzi z płyty „…będzie tajemnicą” nagranej w 1998 roku. Choć jest to utwór, w którym istotną rolę odgrywają skrzypce, moim zdaniem pod względem stylu stanowi on zapowiedź zadziornych i nowoczesnych brzmień z „Expect Unexpected”.
„Night Flowers”/”Nocne Kwiaty” pochodzą z początkowego okresu działalności zespołu- pojawiły się m.in. na płycie Live in Opera’95. Na koncercie utwór ten stanowił pomost między nacechowanymi eksperymentatorskim podejściem „Kaktusem” i „BlAAzą” a brawurowym wykonaniem Kaprysu 24 Paganiniego „pod dowództwem” Michała Jelonka. Choć Ankh z koncertu w Mehehe to sześciu znakomitych muzyków, każdy fan tego zespołu mógł z zadowoleniem obserwować porozumiewawcze spojrzenia między „dwoma półkulami mózgu” tej grupy- Piotrem Krzemińskim i Michałem Jelonkiem. Ten pierwszy prowadził dialog także z publicznością- m.in. zwrócił się do słuchaczy o uczczenie oklaskami pamięci Henryka Mikołaja Góreckiego.
Między Paganinim a zamykającymi koncert „Pragnę Ciebie” i „Sztuczką” z „Expect Unexpected” pojawił się nastrojowy utwór „Bella Ragazza” z charakterystyczną dla stylu Ankh frazą „smutna i radosna”.
Charakterystyczną, gdyż zespół już na okładce pochodzącego z 1994 roku albumu „Koncert akustyczny” pokazał, że bliska jest mu poetyka przeciwieństw. Prowadząc słuchaczy w Mehehe od „Nienawiści i miłości” do „Sztuczki” Ankh pokazał, że obok zamiłowania do kontrastów, szczypty barokowej słodyczy i dozy romantycznej zadumy cechuje go skłonność do eksperymentów i niespodzianek.
No tak. Rozpisałem się. Ale tego wymaga rock progresywny- kierunek tworzący długie muzyczne filmy, które za pomocą reżyserskich sztuczek zazwyczaj nie tylko unikają nudy, ale i wpisują się w pamięć widza na długie lata. Takim „filmem” był również koncert w Mehehe.
Andrzej Szczodrak