X-Furman

Kielce są dziś centrum, ale tylko pod względem geograficznym. Lepiej opuścić zimny równik i skierować się albo 40 kilometrów na północ, nad zalew w Sielpi i jeszcze ciepłego Michała Szpaka z „X Factor”, albo ponad 40 kilometrów na południe, gdzie w Busku Zdroju uzdrowi nas koncert Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Te dwa światy, które dzieli teraz jakieś 90 kilometrów, na co dzień obracają się po bardzo podobnych orbitach. Tyle, że w przeciwne strony.Kiedy „Mazowsze” debiutowało w 1950 roku na deskach Teatru Polskiego, niektórzy najwięksi idole Szpaka (Jackson, Prince) jeszcze nie zdążyli się nawet narodzić. Tadeusz Sygietyński, kompozytor i folklorofil, wraz z żoną Mirą Zimińską-Sygietyńską stworzyli zespół, który zjeździł 51 krajów na 6 kontynentach, dając 6 tysięcy koncertów dla 17 milionów ludzi. Czy nie taki właśnie sukces długimi pazurami będzie próbował wydrapać sobie Michał Szpak? I każdy inny polski młodzieniec z mikrofonem w ręku? Niestety. Póki co, mogą go sobie zawiesić na ścianie.

„Mazowsze”, podobnie jak polish vodka, podbiło świat swoją nieświatowością – esencją konkretnego miejsca w najlepszym wydaniu, piękną dźwiękową pocztówką. Przecież w świecie zakochujemy się poprzez poznanie, a poznajemy to, czego nie znamy. Zachód chyba już zna Michała Szpaka. Przynajmniej z widzenia. Jaślanin często potrafi włożyć na siebie nie mniej niż łowicka tancerka objuczona tkaninami ważącymi 14 kilogramów. To już jednak wszystko wild west widział. U Cher, Madonny, Lady Gagi i Monty Pythona.

Okładkowy artykuł 26. numeru Wprost odkrywa Amerykę konkludując na przykładzie Michała, że Polska nie akceptuje inności i nie toleruje nietolerancji. To smutna prawda. Ale spójrzmy jej w oczy głębiej. Gdyby ośmieliła się tolerować, to Michał Szpak nie byłby już tak popularny. Kiedy więc oznajmia, że na zachodzie jego sposób bycia nie jest niczym niezwykłym, to chyba sam nie wróży sobie 6 tysięcy koncertów na 6 kontynentach.

Nie chcę też, jak to mówią na wałkowanym w tym tekście zachodzie, lać deszczem na paradę w Sielpi, bo Michał śpiewa naprawdę ślicznie. Śliczne śpiewanie nie stanowi jednak wystarczająco długiego berła potrzebnego do zawładnięcia światem kultury. Dowodzi tego casus Edyty Górniak, która po eurowizyjnym sukcesie również próbowała błyskawicznie wskoczyć do jadącego autobusu, zamiast wyruszyć własnym autem. Na drugim biegunie mamy królową POP Madonnę, która na żywo potrafi fałszować tak, jakby przed koncertem napisała się polish vodka. To jednak ona, a nie Edyta Górniak, ma 6 tysięcy koncertów na 6 kontynentach.

Podobnym tytanem pracy jest „Mazowsze”. Przygotowanie spektaklu zajmuje od 6 do 8 godzin, a na każdy z nich zabierają około 1000 kostiumów i 20 ton bagażu. Strzeżcie się więc, mieszkańcy Buska Zdroju. Kiedy zespół będzie dawał koncert w Centrum Kultury, resztę miasta zajmą bagaże.

Jednym z największych szlagierów „Mazowsza” jest słynny „Furman” w jeszcze słynniejszym, pełnym charyzmy wykonaniu nieżyjącego już niestety Stanisława Jopka, ojca Anny Marii. Małżeństwo Sygietyńskich wypatrzywszy młodzieńca na koncercie Skolimów, zaangażowało go jako tenora do powstającego Zespołu Pieśni i Tańca. Poszukiwali talentów prawie tak, jak robi się to dziś w „X Factorze”. Tylko Furman już nie ten i świat trochę bardziej dziwny. Ale też ładny.

Grzegorz Rolecki