„Skrzypek na dachu” (1971) to ponad trzy godziny nostalgicznego musicalu o świecie, którego już nie ma: archipelagu żydowskich sztetli ze Wschodniej Europy. W nędznej wiosce Anatevka, gdzieś na zapadłej, rosyjskiej prowincji mleczarz Tewje (rewelacyjny Topol) śpiewa, targuje się po przyjacielsku z Bogiem, kłóci z żoną i pilnuje tego, co dla ortodoksyjnego Żyda najcenniejsze – Tradycji.Broni się przed zmianami, ale wiatr historii zaczął już wiać i wkrótce po jego ukochanej Anatevce zostanie tylko wspomnienie…
A jaki jest „Skrzypek na dachu”? Długi, wciągający, słodko-gorzki, ale, tak jak życie, okazuje się na końcu za krótki, ponieważ trudno rozstać się z jego bohaterami. Tewje Mleczarz to człowiek pogodny, mimo tego, że jego koń kuleje, a Bóg zsyła mu na ziemię pięcioro dzieci i wszystkie są dziewczynkami. Jako córki ubogiego wieśniaka nie mogą liczyć na przystojnych mężów, ważne, żeby im się w ogóle ktoś trafił.
„Skrzypek…” stanowi doskonałą okazję do zaznajomienia się z kulturą narodu żydowskiego, ich zwyczajami, tańcami, szabasowymi obrzędami. Jest tu też miejsce na prezentację skrawka kultury rosyjskiej.
Osobną stoną filmu są stylizowane na żydowski folklor melodie Jerry’ego Bocka z orginalnej, scenicznej wersji musicalu, w adaptacji klasyka muzyki filmowej, Johna Williamsa (kompozytor muzyki m.in. do serii „Gwiezdnych wojen”). Każda z piosenek ze „Skrzypka…” stała się w swoim czasie szlagierem, a do klasyki przeszła najsłynniejsza z nich- „Gdybym był bogaczem”.
Grający Tewje Chaim Topol zyskał międzynarodową sławę, a jego rozmowy z Bogiem oraz pełen werwy taniec i śpiew są niekwestionowaną zaletą filmu i stanowią o jego klimacie. Topol ma poza tym bardzo charakterytyczny, niski głos,, który razem z jego wyglądem stanowi o komizmie postaci. A jest się z czego pośmiać:)
Nagrodzony trzema Oscarami, z niezrównaną chreografią Jerome Robbinsa (West Side Story). Niewątpliwie piękny i warty obejrzenia film.