I znów Ninja Tune ale tym razem w rodzimym a jakże smacznym wydaniu – bo (dla tych, którzy nie wiedzą) Skalpel to duet dwóch utalentowanych wrocławian Igora Pudło i Marcina Cichego.Panowie ci właśnie wydali drugą płytę nakładem tej brytyjskiej wytwórni (nie licząc Ep’ek „Polish Jazz” i „Sculpture” oraz zboru remiksów „1958 Breaks” opublikowanego tylko w Polsce). Pomimo iż NT to label kojarzony z szeroko pojęta muzyką klubową, nowe wydawnictwo Skalpela nie nosi zbyt wiele jej śladów.
Dla mnie jest to muzyka, którą nazywam sobie roboczo – nieistniejący jazz. Muzycy kroczą konsekwentnie tą samą ścieżką co na pierwszej płycie, ale tym razem zawędrowali w koncepcyjne i warsztatowe rejony, zarezerwowne wczesniej tylko dla mistrzów takich jak Amon Tobin czy Cinematic Orchestra.
Nie mamy tu zatem tanecznych rytmów czy zapętlonych saksofonów. Wszystko wydaje sie być szczegółowo przemyślane i dopasowane tak, aby powstał płynący i pulsujący jazzową energią album, który jednocześnie wciąga słuchacza w swoje mroczne rejony i zaciekawia tajemniczoscią.
Mnogość użytych brzmień, wstawek, sampli i breaków a także ich idealne współgranie zachwyca. Są tu zarówno big-bandowe uderzenia sekcją dętą, liryczne brzmienie skrzypiec, solówki na trąbce, niesamowicie posklejane partie kontrabasu, świetna, połamana jazzowa perkusja rodem z free jazzu, jak i brzmienia elektroniczne, lecz dodane w takich proporcjach że nie zaburzają obranej estetyki.
To muzyka do ciemnych, podziemnych barów spowitych dymem papierosowym z wygodnymi kanapami i mrocznym nastrojem. To takze propozycja dla miłośników Coltrane’a, Colemana, Tobina i Clifforda Gliberto. Choć pocięty i poklejony to po prostu kawał dobrego jazzu. Wystarczy że usiądziecie spokojnie i włączycie sobie Konfusion. Polecam