Recital Małgorzaty Biesagi zgromadził niemałą publiczność, zabrakło nawet miejsc dla wszystkich chętnych.
Wraz z przyjaciółką przyszliśmy nieco wcześniej, dlatego udało się nam zająć miejsce w pierwszym rzędzie. Kiedy zgasły światła, zabrzmiał pierwszy utwór instrumentalny w wykonaniu Jurka Pikora i Piotrka Resteckiego.Oprócz duetu gitar na scenie znalazły się także instrumenty perkusyjne oraz flet, na którym zagrał znany muzyk kieleckiej Filharmonii Jan Dobrowolski. Jankowi – tak pozwolę sobie o nim pisać bo znamy się od wielu lat – zawdzięczam sporą cześć moich nie tylko muzycznych spotkań.
Od niego też dostałem parę lat temu zaproszenie na występ Gosi bodaj w Pałacyku Zielińskich, z tamtego spotkania zapamiętałem klimat ciepłej , na swój sposób „kobiecej” piosenki.
Właśnie to wrażenie przywiodło mnie na Jej recital w ten piątkowy, chłodny wieczór. Po cyklu spotkań z jazz-power w Pałacyku /Zaduszki Jazzowe/ poczułem potrzebę odmiany i wyciszenia – i to był bardzo dobry wybór! Na szczęście nie zawiodło nagłośnienie sali, było minimalne, tyle ile trzeba. To dla mnie wyjątkowo ważne, bo większość koncertów w Kielcach jest akustycznie przerysowana albo po prostu jest używane za dużo mocy – jak na mój gust rzecz jasna.
Tego wieczoru oprócz piosenek znanych mi z poprzednich koncertów usłyszeliśmy i zobaczyliśmy na bis coś specjalnego.
Jak to wyglądało? Tylko jeden punkt światła, na scenie jedna osoba, jeden instrument, jeden głos. Jedna bardzo osobista, intymna opowieść wyśpiewana wprost z serca. Kiedy Gosia wzięła gitarę i zasiadła, tak na wyciągnięcie ręki, od nas już poczułem coś szczególnego. To „coś”, po co warto przychodzić tam gdzie artysta tworzy muzykę tuż obok mnie czy Ciebie.
W paru piosenkach poznaliśmy opowieść o rodzinie, dzieciach, miłości, dniu codziennym i niecodziennym. Jak to jest kiedy kogoś jeszcze na świecie nie ma a już bardzo go brakuje 🙂
Tak, to był dale mnie zdecydowanie najlepszy fragment tego recitalu i jak zwykle będę namawiał wszystkich: spotykajcie muzykę na żywo! Niewiele się zmieniło w tych piosenkach od mojego poprzedniego z nimi spotkania i dobrze mi z tym. W Gosi śpiewaniu odnalazłem ten sam klimat, jaki zapamiętałem sprzed lat. Ale w samej artystce niewątpliwie zaszła pewna zmiana. Widzę Jej większą swobodę sceniczną co uwidacznia się tak poprzez piosenkę, jak i słowa kierowane bezpośrednio do publiczności.
Zwykle powszechnie chwali się tzw artystyczny rozwój, osobiście nie mam nic przeciw. Jednak w dobie, kiedy hasła postępu, przekuwane są na terenie sztuki w rozmaite poszukiwania formalne, ekspresyjne etc, często przypominam sobie powiedzenie: „lepsze – wrogiem dobrego”.
Dlatego tym razem pomyślałem, że dobrze jest mieć takich artystów jak Małgosia Biesaga, którzy nie idąc za modą pozostają wierni sobie. Robią swoje niezależnie od wszelkich rynkowych, artystycznych trendów.
Pozostali muzycy stworzyli tego wieczoru piękną ramę dla piosenek Małgosi Biesagi, trudno mi kogoś wyróżnić. Wszyscy byli po prostu dobrzy i zagrali znakomicie zagrali, co w efekcie dało, właściwe dla tego rodzaju piosenki brzmienie, no ale tego w końcu oczekuję od profesjonalistów.
PS. Koncert odbył się 3 grudnia na scenie Kameralnej KCK a wstęp był dla wszystkich chętnych bezpłatny dzięki hojności Wyższej szkoły Ekonomii i Administracji w Kielcach. Dzięki tej pomocy ukazała się również płyta z piosenkami Małgorzaty Biesagi.