Trzeba pamiętać, że mało jest u nas takich zespołów jak Myslovitz, które nagrywają płyty na światowym poziomie, dające się wysłuchać od początku do końca bez zażenowania.Po czterech latach od ostatniego, regularnego albumu, Myslovitz powracają z nowym materiałem. Wydana w 2002 roku „Korova Milky Bar” miała tyle samo zwolenników, co krytyków. Jak dla mnie jest to jednak absolutne opus magnum grupy i jedna z najlepszych płyt polskiego rocka w ogóle. Jak prezentuje się następca?
Pierwsze skojarzenie. Przypomina mi się taka pocztówka na PostSecret (blog, na który ludzie wysyłają swoje bolesne sekrety w formie anonimowych pocztówek – przyp red.). Ułożone w rządki żółte kaczki kąpielowe i napis: Dzisiaj zrozumiałem, że nie jestem nikim wyjątkowym. „Happiness Is Easy”?. Szczerze wątpię. Zresztą, jest to przecież tytuł-ironia, rzecz skłaniająca do zastanowienia i niosąca w sobie pokaźny ładunek smutku…
54 minuty łączenia różnych estetyk tworzenia gitarowych melodii. Mamy więc piosenkowe granie w stylu „Miłości w czasach popkultury”, ukłon w stronę bohaterów New Rock Revolution (choćby Interpol), czy nawiązania do modnych obecnie akustycznych, czasami wręcz folkujących brzmień. Nie brakuje też psychodelicznych, najczęściej sennych akcentów. Zawiedzeni będą jednak ci, którzy sądzili, że obecność na tej płycie Maćka Cieślaka, (znanego ze Ścianki i współpracy z Rojkiem w Lenny Valentino) jako współproducenta płyty zaowocuje kopalnią dźwiękowych szaleństw. Jak powiedział mi w dni premiery płyty Artur Rojek: Generalnie od początku było takie założenie, że kiedy proponuję Maćka na producenta, to nie po to, żeby zrobić wielki odjazd, bo to by nie miało sensu. Myslovitz to jest zespół, który gra muzykę pop. Mówiąc pop, mam oczywiście na myśli pop w jak najbardziej smacznym tego słowa znaczeniu. […] Chodziło o to, żeby zachować tę piosenkowość i umiejętność pisania ładnych melodii Myslovitz. I myślę, że to się udało.
Generalnie udało się w pewnym sensie, bo niestety jest to bardzo nierówny longplay. Najbardziej lightowe, popowe piosenki, umiejscowione raczej na pierwszej połowie płyty („Fikcja jest modna”, „Mieć czy być”) są bezbarwne, nudnawe i nie porywają. Słychać, że ich targetem jest raczej człowieczyna przy radioodbiorniku niż ambitniejszy słuchacz. Stało się to już jednak tradycją, że myslovitzowe single wcale nie należą do najlepszych utworów płyty. Na szczęście są na tym krążku kawałki, które znacznie poprawiają odbiór płyty i windują całość na wysoki poziom. Chodzi mi o momenty, w których zaczyna pojawiać się wysmakowana elektronika, loopy, gdzie słychać poszerzenie instrumentarium – więcej klawiszy, dzwonki, banjo. Należy przede wszystkim wyróżnić tu dwie perełki, które są według mnie, jednymi z najcudowniejszych utworów, jakie wyszły spod ręki Ślązaków. Pierwszy to „W deszczu maleńkich, żółtych kwiatów” z gościnnym udziałem Marii Peszek (pewnie dlatego tak mocno kojarzy mi się z „Kuchnią”?), czarujący neurotycznym, przejmującym klimatem. Od razu po nim następuje utwór „Gadające głowy 80-06”. Oparty na gitarze akustycznej, dyskretnie podszyty komputerem, ze wspaniałą melodią i tekstem ocierającym się o estetykę Lenny Valentino. Oprócz tych dwóch numerów w gronie moich faworytów wymieniłbym „Kilka uścisków, kilka snów” ze świetnym, minimalistycznym motywem na klawiszach, „Książe życia umiera” – hołd dla zmarłego niedawno legendarnego piłkarza George’a Besta oraz „Źle mi się śni”. Wypada tylko żałować, że reszta nie jest tak porywająca…
I tak to się właśnie prezentuje. Członkowie grupy z płyty na płytę są coraz lepszymi muzykami, Artur Rojek jest coraz lepszym wokalistą (słyszycie tą delikatną chrypkę?), coraz lepsze są okładki (porównajcie sobie „Miłość w czasach popkultury” do retro hipnotyzującego arcydzieła Krzyśka Ostrowskiego. Bez komantarza) i coraz lepsza jest produkcja. Właśnie, słuchajcie tej płyty głośno, bo przeróżnych smaczków jest tu co nie miara! Zabrakło jednak pewnego rodzaju muzycznej oraz emocjonalnej spójności materiału i efekt jest taki, że tylko we wspomnianych przeze mnie dwóch utworach udało im się osiągnąć „to coś”, co sprawia, że o muzyce mówimy ze wzruszeniem i przejęciem.
Oczywiście zawsze znajdzie się jakiś powód do narzekania. Trzeba tylko pamiętać, że mało jest u nas takich zespołów jak Myslovitz, które nagrywają płyty na światowym poziomie, dające się wysłuchać od początku do końca bez zażenowania. A płyta „Happiness Is Easy” jest „tylko” kolejnym dowodem na to, że na rodzimym rynku nie mają sobie równych (biorąc pod uwagę wypadkową potencjału artystycznego i komercyjnego).
Bez zażenowania
Myslovitz
Happiness is easy
Spis utworów:
1. Fikcja jest modna
2. Ściąć wysokie drzewa
3. Mieć czy być
4. Spacer w bokserskich rękawiczkach
5. Kilka uścisków, kilka snów
6. W deszczu maleńkich żółtych kwiatów
7. Gadające głowy 80-06
8. Ty i ja i wszystko, co mamy
9. Nocnym pociągiem do końca świata
10. Książę życia umiera
11. Złe mi się
12. Znów wszystko poszło nie tak
13. Czytanka dla niegrzecznych
Marek Fall/www.o2.pl