Józef Skrzek: Artysta cały czas szuka, burzy i buduje

W przeddzień premiery „Kazań świętokrzyskich" na Świętym Krzyżu z Józefem Skrzekiem rozmawia Andrzej Piskulak.Andrzej Piskulak: Zanim porozmawiamy o zbliżającym się koncercie, „Kazaniach świętokrzyskich” i występujących artystach, chciałbym zapytać, o Pańskie credo artystyczne – szukaj, burz, buduj – które stało się też nazwą Pańskiej formacji rockowej – SBB (Search, Break, Build).

Józef Skrzek: Zamieniam instrumentacje, zamieniam miejsca, ale cały czas jestem sobą. Jestem wciąż poszukiwaczem w odkrywaniu nowego muzycznego świata. I na tym to polega. Muzyka rockowa, która jest rytmem pulsującym też istnieje, ale w innym odcieniu, a jeżeli innym, to i ciekawym. Ważne jest, by robić coś śmiałego, coś, co zaskakuje, a nawet stawia przede mną ściany. Czyli stale mi towarzyszy mi to, co było u początku mojej twórczości szukanie, burzenie, budowanie…

A.P.: Dlaczego zdecydował się Pan skomponować muzykę do „Kazań świętokrzyskich” i zaśpiewać je? Czy to wyzwanie stawia przed Panem właśnie wspomnianą ścianę?

J.S.: „Kazania świętokrzyskie” są dla mnie wyzwaniem. Podjąłem się napisania muzyki i zaśpiewania ich, dlatego, że jestem zainteresowany takimi sytuacjami, które dają mi możliwości wejścia w różne zakamarki, w tym także duchowe. Od paru dobrych lat jestem blisko związany ze Świętym Krzyżem. Często tu bywałem. Cieszę, że mogę być dzisiaj tu tak blisko pojęcia sacrum. My mamy teraz poważne wyzwanie. Zachować w całości tekst „Kazań świętokrzyskich”, bez cięć. Jest to robota bardzo zwarta.

A.P.: Jakie przesłanie wynika z zabytkowego utworu?

J.S.: Już sama treść „Kazań” jest niesamowita. Daje nam pojęcie o naszych korzeniach oraz tego wszystkiego, co się kryje pod pojęciem wiary, polskości, słowiańskości. Jest w nich zawarta tajemnica sacrum. Jestem przekonany, że przekaz treści z „Kazań” jest także moim widzeniem, moim fazowaniem, moją nomenklaturą, moją fakturą. Muszę jednak podkreślić, że zacznie to dopiero istnieć, gdy dotknę klawiszy…

A.P.: Wraz z Panem wystąpią niezwykli artyści…

J.S.: Przy doborze wykonawców pomagali – Janek i Marcin – producenci, bo oni widzieli i słyszeli taki układ. Wraz zemną są znakomici artyści i świetny prawosławny chór. Są to osobowości, które się tu spotkały, bo tego chciały. Niektóre osoby będą tu po raz pierwszy. Zagra tu Antomos Apostolis i Włodek Kiniorski, zaśpiewa Marek Piekarczyk oraz chór Oktoich. Powstał więc taki męski skład, który zapragnął spotkać się na modlitwie…

A.P.: Wiem, że Pan jest bardzo wrażliwy na punkcie profesjonalizmu. Proszę o wyrażenie swojej opinii właśnie w kontekście występu artystycznego…

J. S.: Jeśli chodzi o chór i instrumentalistów, jestem pełen szacunku. Są to zawodowcy. Daje mi to większą pewność, że będzie to ciekawe, bo zawodowcy mają ciekawość zagrania i zaśpiewania czegoś niezwykłego. I tak jest właśnie z Markiem Piekarczykiem. Moje spotkanie z Apostolisem będzie inne niż do tej pory, bo to nie będzie scena estradowa, ale po raz pierwszy spotkanie u źródeł powstawania sztuki. Bo kompozycja to, co to jest? To jest natchnienie! To jest uduchownienie! Włodek Kiniorski jest tu swojak. Z Włodkiem znam się lata. Razem gramy. Jesteśmy kumplami, bo mamy te same, powiedziałbym, „ustawienia zegarków”… Praca z tymi ludźmi to bardzo istotny wątek w moim życiu. Mam bardzo duży szacunek dla wszystkich, którzy są bliskiego tego przedsięwzięcia.

A.P.: Pracował Pan z wielkimi tego świata… Jak praca nad „Kazaniami” przebiega teraz?

J. S.: Aktualnie jest u mnie takie pewne rozczochranie. Każda próba ma dla mnie znaczenie, każde wejście ma dla mnie znaczenie. Robię korekty na bieżąco. Uczę się na nowo. Uczę się jednak pokory…

A.P.: A kreatywność…

J.S.: Wiem, na czym polega kreatywność. Wiem, jak można wszystko powywracać z próby na próbę i zmienić ciąg wydarzeń. Po wysłuchaniu utworu zaśpiewanego w saloniku hotelowym, chciałem go komponować na nowo. A kiedy go śpiewają w kościele, to okazuje się, że on pasuje. Wszystko jednak przestawiam do góry nogami. Teraz jestem w roli świętej pamięci Adama Hanuszkiewicza i wszystkich tych, z którymi pracowałem kiedyś. Ja ich rozumiem, że w pewnym momencie pracy twórczej można wywrócić wszystko do góry nogami. Właśnie to wszystko teraz wywracam. Jeśli nam się poszczęści, to będziemy grać ten koncert na świecie. I daj Boże!

A.P.: Jak Pan ocenia inicjatorów tego niezwykłego koncertu i całego przedsięwzięcia – Jana Tarnawskiego i Marcina Majewskiego?

J.S.: Chylę czoła dla producentów, którzy zabrali się za coś bardzo istotnego, szczególnie za ich odwagę. Jest to inwestycja dla nich bardzo kosztowna. Moim zdaniem, wszystko postawili na jedną kartę. Za tę odwagę należy im się wielki aplauz. Robimy coś, co jest intelektualne, znajduje się w annałach wielkiej sztuki i jednocześnie jest awangardowe. Jestem pełen uznania dla gospodarzy tego obiektu – misjonarzy oblatów, którzy otwarli przed nami podwoje sanktuarium i są bardzo gościnni, otwarci. Są to ludzie, z którymi warto współpracować.

A.P.: Coraz częściej można spotkać Pana grającego w świątyniach…

J.S.: Moje granie we wnętrzach kościelnych, konkretnie od stanu wojennego, to było aktywowanie nowego świata dźwięków. Było to łączenie muzyki organowej z muzyką elektroniczną. Było to połączenie nowego spojrzenia na instrumentację i przede wszystkim znalezienie się w miejscach pięknych i świętych. Czasami, zwłaszcza na początku, było to uciążliwe, bo wszyscy wówczas żyliśmy w czasach uciążliwych. Wszyscy, którzy bywali wtedy na moich koncertach, wiedzieli, że robię coś ważnego…

A.P.: Znajduje się Pan na górze. Świętokrzyskiej górze. Jak Pan się tu czuje?

J.S.: Od dzieciństwa jestem wędrowcem. Dużo czasu spędzam na górskich szlakach, szczególnie w Beskidach – Śląskim i Żywieckim. Bywałem w Tatrach. Mam bardzo duży sentyment do przestrzeni górskiej. W Górach Świętokrzyskich sytuacja jest dla mnie trochę inna, w tym sensie, że są one piękne i jednocześnie wyczuwa się tu cierpienie. Na przestrzeni wieków było tu ono obecne wiele razy. Bywali tu wodzowie, którzy się tu przygotowywali do ważnych bitew. W pewnym sensie, biorę to także do siebie. Jestem teraz w okresie twórczym i chodzi o to, by się nie dać… ??? Nnie rozumiem, ale może już późno)

A.P.: Dziękuje za rozmowę.

Rozmawiał Andrzej Piskulak, zdjęcia Rafał Nowak / rafanoo.com