O 16 do 18 lipca byliśmy świadkami kolejnej, już 30. edycji Jarocin Festiwal. Impreza ta po raz pierwszy ruszyła w 1980 r. i nosiła nazwę Ogólnopolskiego Przeglądu Muzyki Młodej Generacji. Niektórzy twierdzili, iż był to „wentyl bezpieczeństwa” dla ówczesnych władz.Młodzi dostali odrobinę zachodniego rock&rolla i wolności. Bardzo szybko Jarocin urósł w siłę i legendę. Występ na tym podpoznańskim festiwalu stał się zaszczytem na krajową skalę.
Do Jarocina zjeżdżały wówczas tabuny punków, metali, skinów, hipisów itp. Wyjątkowość Jarocina ukazywana była na różnych płaszczyznach. Przede wszystkim w stylu bycia i ubiorze! W konserwatywnych i komunistycznych latach 80. tłumy punkowych irokezów, skóry, glany, ćwieki i nie tylko straszyły przerażonych mieszkańców. Jak wspomina w tegorocznej „Gazecie festiwalowej” Henryk Dudziak, komendant milicji obywatelskiej: „MO zaszokował ubiór chłopaka, który miał na sobie tylko slipki i był obwieszony kilkoma kilogramami łańcucha”.
Specyficzna była również atmosfera. Hasło przewodnie stanowiły słowa peace&love! Skini demonstracyjnie opuszczali koncertowy teren w trakcie występu punkowej grupy i na odwrót. Gdzie się spało? Na klatkach, w ogródkach, rowy melioracyjne i krawężniki również były mile widziane. Nikt nie potrzebował funduszy na przeżycie, wystarczył sprytny pomysł. Kolejna wyjątkowość – to muzyka. Kapele grające na scenie miały prawie boską moc słowa śpiewanego! Bunt, sprzeciw, i gigantyczne pogo!
Co pozostało ze „starych festiwali”? Ponoć niewiele! 30-rocznicowa edycja Jarocina dała wiele nadziei na lepszą przyszłość. Była to przede wszystkim najbardziej popularna edycja festiwalu. Szczególnie w stosunku do reaktywacji w 2005 r. A co zostało ze specyficznej kultury festiwalowej? Niestety punks jednak dead. Mimo że wiele dzieciaków dzielnie stara się utrzymywać tradycję, no i nie zabrakło podstarzałych dinozaurów rodem z zamierzchłej epoki. Ciekawie było również muzycznie. Dokonał się wielki, jednorazowy powrót Pidżamy Porno. W dobrym stylu zagrali: Hey, TSA, Dezerter, Acapulco, Kora. Można było przypomnieć sobie stare lata. Jednak na prowokację zdecydowali się jedynie zagraniczni goście. SKA-P demonstracyjnie sparodiował głowę Kościoła katolickiego.
Pogo nie było tak agresywne jak kiedyś, a atmosfera na koncertach niekiedy przywodziła na myśl rodzinny piknik. Na mieście było równie spokojnie, tabuny kolorowych przechodniów nie epatowały agresją, a raczej błogim spokojem. Komercja trochę przekręciła do góry nogami tradycję Jarocina, wydaje się jednak, że był to proces nieunikniony. Cytując wypowiedz Marka Piekarczyka dla „Gazety Festiwalowej”: „…Jarocin był fenomenem dlatego, że gdzie indziej było beznadziejnie. Teraz wszędzie można zrobić taki festiwal”. Zmieniła się rzeczywistość i zmieniły się polskie gusta razem ze zwyczajami. Choć trzeba przyznać, że rock&roll ma się w Polsce dobrze, tegoroczny Jarocin udowodnił, iż wychodzi na prostą, porzuca stare zwyczaje i zaczyna tworzyć nową, dobrą jakość!
Agata Majcher
Agata Majcher, zdjęcia: Karol Kepa