Inny wymiar muzyki – Darek Makaruk

Dariusz Makaruk – muzyk związany z polską sceną niezależną – członek Polskiego Stowarzyszenia Muzyki Elektroakustycznej, które należy do International Confederation of Electroacoustic Music (ICEM).Współpracuje z projektami zaliczanymi do awangardy jako wykonawca i producent, m.in. z Włodkiem Kiniorskim, YeShe, Tie Break, z Teatrem Klinika Lalek współtworząc na żywo muzykę do spektakli plenerowych oraz z grupą Videokidz tworząc wizualno-dźwiękowe instalacje interaktywne. Grał z zespołami OŚ, Walker, Ugaan (z Gennadym Gendosem Tchamzyrynem), z Jackiem Kochanem oraz z Tymonem Tymańskim.

-Czym różni się muzyka elektroniczna od akustycznej?
– Instrumenty elektroniczne można opanować i grać na nich tak samo jak na gitarze. Technicznie wygląda to inaczej, ale funkcja tego instrumentu jest taka sama. Dźwięki wydawane z takich instrumentów chyba nawet bardziej zależą od Ciebie. Możesz stworzyć swój dźwięk od najprostszych składowych harmonicznych. Na gitarze masz tylko 6 strun, którymi możesz ewentualnie coś zmodulować, podpiąć ją pod jakieś efekty. Na komputerze możesz zrobić wszystko od zera. Sama technologia tworzenia tej muzyki to cała dziedzina wiedzy, którą ludzie studiują latami na uniwersytetach. Sonologia, pochłania ludzi badających brzmieniowe właściwości dźwięku. Od tego zaczynasz lub na tym kończysz jako wykonawca, muzyk, kompozytor.

– Jesteś muzykiem, kompozytorem, czy wykonawcą?
– Jestem producentem. Wymyślam jakąś muzykę, potem ją wykonuję, (czyli w tym momencie akurat jestem instrumentalistą), później to nagrywam, miksuję, realizuję, ujmuję w jakąś całość – płytę, o której spójność wewnętrzną dbam. Jestem też swoim własnym menedżerem. Mamy takie czasy, że każdy musi się i tym zajmować.

– A jak powstaje Twoja muzyka? Coś Ci w duszy gra i przelewasz to na… programy komputerowe?
– Wszystko zależy od tego, jaką muzykę się tworzy. Jeżeli robisz muzykę np. do filmu to musisz przemyśleć sprawę od początku do końca. Chyba nie jestem kompozytorem, w kwestii przygotowania materiału jestem raczej muzykiem. Po prostu mam jakiś pomysł na utwór i go robię. W trakcie tworzenia pojawiają się nowe elementy, widzę inne możliwości, idę dalej, wchodzę w kolejne drzwi tego labiryntu. Zasada jest jedna: jeśli masz na początku pewien zamysł muzyczny, to cały czas jest to wewnętrznie spójne. To cię chroni przed pewnym chaosem w graniu.

-Czy grałeś kiedyś na jakiś instrumentach nie elektronicznych?
– Tak. Chodziłem na perkusję do szkoły muzycznej przez dwa lata. Zrezygnowałem, bo bardziej chciałem grać muzykę elektroniczną, której nie uczyli w szkole muzycznej. Od dzieciństwa miałem pianino w domu i dopóki nie kupiłem sobie instrumentów elektronicznych, grałem na pianinie i perkusji. To była normalna przemiana. Chciałem mieć jakieś nowe możliwości w graniu i po prostu się przesiadłem z jednych instrumentów na drugie.

– Jak to się stało, że postanowiłeś zostać muzykiem?
– Nie postanowiłem tego. To się stało samo.
– No tak, ale mógłbyś to robić w zaciszu domowym, po godzinach pracy, tylko dla siebie. Musiałeś podjąć decyzję.
– To było tak, że ja chciałem spróbować i zaczęło mi to wychodzić. Inni muzycy zauważyli, że to jest coś nowego, ciekawego i zaczęli mnie zapraszać do różnych zespołów. I tak zacząłem grać.

– Muzyka elektroniczna w dużej mierze zależy od komputerów. Komputery coraz częściej zastępują nas w wielu czynnościach. Czy zastąpią kiedyś ludzi przy tworzeniu muzyki?
– Współczesny muzyk lub kompozytor to bardziej twórca okoliczności. Przy przedsięwzięciach łączących na przykład światło i dźwięk, rola ludzi polega na tym, aby stworzyć taki system, który umożliwi osiągnięcie pewnego zamierzonego efektu. Artysta musi zaprogramować komputer albo napisać program, który za niego to wszystko robi. W rezultacie widzisz, że to nie gra człowiek, tylko komputer. Ale to, żeby stworzyć te okoliczności, żeby ten komputer grał, było poprzedzone miesiącami pracy w domu czy na próbach itd. i to jest niewidoczne. Na końcu widać tylko efekt i nie zawsze widz jest w stanie odróżnić, czy to ty grasz na instrumencie, czy to leci z płyty. Ale to chyba nie ma większego znaczenia. Komputer jest fascynującym urządzeniem, dzięki któremu za każdym razem mogę tworzyć nowy instrument muzyczny. A ten instrument może być równie dobrze całą orkiestrą symfoniczną. No limits. Jedynym ograniczeniem jest twój pomysł i zdolność realizowania go konsekwentnie. Ale raczej wątpię, że komputery zastąpią ludzi w tworzeniu muzyki, bo chyba nie czują takiej potrzeby.

– Czy ten brak ograniczeń ułatwia, czy utrudnia tworzenie?
– Dzięki temu jest szansa na muzykę bardziej dojrzałą, skończoną. Oczywiście możesz zrobić coś przypadkowego, ale to, że masz tak wiele możliwości, wymusza na Tobie wybór tych, które dadzą ci jakiś konkretny, spójny przekaz. Nie możesz pozwolić sobie na to, żeby powiedzieć: o kurczę, mam teraz pięć nowych programów to tutaj włączę coś, tam coś innego, jeszcze tam jakąś pierwszą z brzegu opcję i zrobię z tego muzykę. Oczywiście to będzie miało cechy utworu muzycznego, będziesz mogła na przykład do tego potańczyć. Dla mnie ważne jest jednak stworzenie pewnego indywidualnego języka, który jestem w stanie usprawiedliwić i który potrafię wytłumaczyć – dlaczego włączyłem to tutaj, dlaczego ta barwa jest użyta w tym momencie, a tamta w innym. Tworzę swój świat z tego ogromu możliwości. To, że wszystko w twojej muzyce wydarzyło się przypadkiem (jako pierwsza z brzegu opcja), dyskredytuje całą twoją działalność. Zwłaszcza, że muzykę może w tej chwili tworzyć każdy. Wystarczy komputer i oprogramowanie.

– Sztuka się demokratyzuje. Każdy może fotografować, każdy może tworzyć muzykę.
Jak to wpływa na jakość sztuki współczesnej, a zwłaszcza muzyki?

– Wydaje mi się, że przez to sztuka jest po prostu lepsza, dzięki tak dużej konkurencji wszystko się „rafinuje”. Nie jest osiągnięciem włączenie programu komputerowego i zrobienie trzech płyt w ciągu miesiąca. Trzeba wiedzieć, co chcesz komuś powiedzieć tą swoją muzyką. I musisz tak korzystać z komputera, aby jak najlepiej to przekazać. A jeśli tego nie wiesz, nie umiesz, to jest to tylko zabawa, a więc dosyć płytkie. Dostęp każdego człowieka do nieograniczonej ilości barw i dźwięków nie jest najważniejszą zaletą współczesnej muzyki. Tworzą ją raczej wewnętrzne emocje czy koncepcje, które konsekwentnie realizowane, niosą korzyść słuchaczom.

-A czy chciałbyś być gwiazdą mediów, osobą znaną, rozpoznawaną, osobą, o której się pisze, tak jak o gwiazdach pop?
– Kiedyś bardzo tego chciałem. Teraz uważam, że ważniejsze jest, żeby ludzie mieli z tej muzyki jakąś korzyść. Z bardzo prostego rachunku wynika, że jeżeli moja muzyka spodoba się wielu ludziom, to automatycznie więcej osób będzie chciało ją kupić, przychodzić na koncerty i będę bardziej popularny. W ten sposób zyskujesz swoją publikę, zyskujesz popularność. Nie sądzę, że można to było osiągnąć odwrotnie, czyli najpierw rozgłos, puszczanie piosenek w każdym radiu, a potem zastanawianie się, co ja chcę przekazać. Bardziej mi zależy na tym, żeby ludzie mieli korzyść z tego, że słuchają takiej muzyki. Żeby się nauczyli czegoś, żebym pokazując im jakiś świat, pomagał im coś odkryć. Jeżeli dzięki temu, że zawrę coś w swojej muzyce a słuchacz też coś nowego zobaczy to jest mi bardzo przyjemnie.

– Gdybyś był znany, to prawdopodobnie wydawałaby cię jakaś wielka wytwórnia płytowa. Mógłbyś się zająć tylko tworzeniem. Chciałbyś, aby tak było?
– No pewnie, że tak. Ale wydaje mi się, że w dziedzinie muzyki awangardowej jest teraz trochę inaczej. To nie jest tak jak w popie, że robisz demo wysyłasz do wytwórni i to jest powielane w paru tysiącach egzemplarzy. Teraz muzykę się sprzedaje zupełnie innymi kanałami, ludzie nie kupują tak wielu płyt jak kiedyś. Nie ma jednej wielkiej wytwórni fonograficznej typu Sony, czy BMG. Teraz powstają labele, specjalizujące się w konkretnej muzyce elektronicznej, które wydają niskonakładowe płyty lub sprzedają w internecie mp3, ale za to do konkretnego odbiorcy.

– A jaka jest Twoja grupa odbiorców?
– Nie jestem socjologiem muzyki, żeby się na ten temat wypowiadać. Wiem, że na koncerty przychodzi bardzo dużo studentów, bardzo dużo ludzi, którzy myślą samodzielnie. Często rozmawiam z ludźmi po koncercie i są to z reguły takie osoby, dla których ważne jest poznanie świata. Myślę, że są to ludzie ciekawi świata. Tak nazwałbym moich odbiorców.

– Z tego, co wiem, Ty też jesteś ciekawy świata i sporo zwiedziłeś.
– Każdy lubi podróżować. Podróże są świetne. Nie były to wczasy, ale też nie były to jakieś wyjazdy naukowe. Po prostu jeździłem, bo chciałem zobaczyć jakieś ciekawe miejsca.

– Opowiesz nam o tym?
Nie da się przekazać tych przeżyć, które masz w nowym otoczeniu, gdzie wszystko jest dla Ciebie nowe i jesteś jak małe dziecko, które po prostu się rozgląda, zafascynowane niemal wszystkim: nawet ulicą, autobusami, samochodami, miastami, krajobrazami. Tym wszystkim, co dla mieszkających w danym miejscu ludzi jest normalne, zwykłe, codzienne. Na pewno jednak zachęcałbym każdego żeby nie odkładał wyjazdu swoich marzeń. Uważam też, że każdy człowiek, widzi tyle, na ile pozwala mu jego wrażliwość. Jeżeli ktoś jest zamknięty w sobie albo podejrzliwy, będzie się źle czuł w nowym miejscu. Zamiast podziwiać, będzie się bał kradzieży, oszustw, czy ludzi. Jeżeli ktoś jest otwarty, nowe miejsce jest fascynujące, piękne i wypełnione energią. Bez względu na to, gdzie wyjeżdżasz, zabierasz swój umysł ze sobą

-Skąd masz pieniądze na te wyjazdy?
– Różnie. Albo zarabiam albo z oszczędności. Albo jadę gdzieś i idę do pracy.

– W Polsce utrzymujesz się z muzyki?
– Póki co, tak. Mogę chyba powiedzieć, że to mój zawód.

– No to musisz nieźle zarabiać…
– To zależy. Zależy co się gra i z kim. Bo na przykład za to samo, co ja i koledzy z różnych zespołów robimy w Polsce, w Belgii, Niemczech czy Anglii dostawalibyśmy pięć razy tyle pieniędzy. Tam jest rynek gotowy na odbiór takiej muzyki. A w Polsce niestety nie. I trudno jest uzyskać odpowiednią gratyfikację za pracę. Moim zdaniem, tutaj nie ma tak, że im więcej pracujesz, tym więcej zarabiasz. W Polsce nie da się przekroczyć pewnej granicy zarobkowej, bo nie ma wolnego rynku muzycznego z prawdziwego zdarzenia. Ale na razie daję sobie radę.

– Ale będzie ten rynek?
– Myślę, że to jest kwestia świadomości społecznej. Jeżeli Polska do tej pory ma problemy z akceptacją takich zjawisk społecznych jak duński statek „Women on Waves” wspierający aborcję, różne orientacje seksualne czy choćby wystawa Doktora Śmierci (Gunthera von Hagensa – red.), to jeszcze daleko do tego, żeby zwracali większą uwagę na nową sztukę. Nie jesteśmy na to gotowi.

– Może to wynik sytuacji gospodarczej w naszym kraju. Jak brakuje chleba, to nikt nie ma sił, aby zajmować się igrzyskami…
– W Grecji też brakuje chleba, a Igrzyska były świetne. Tam ludzie bawią się inaczej, stawiają na muzykę rodzimą. Kultywują swój narodowy dorobek kulturalny i są z niego dumni. Dlatego wspierają tych, którzy tę kulturę tworzą. Francja też nie jest super bogatym krajem. O ile wiem, tam jest większe bezrobocie niż tutaj. Ale jednak ludzie potrafią mieć klasę, nie mając pieniędzy.

– A Polacy nie?
– Nie twierdzę, że nie, ale nie stawiałbym takiego warunku, że ludzie nie lubią kultury, bo nie mają kasy. Owszem to nie jest pierwsza potrzeba, którą muszą zaspokoić w życiu. Ale zawsze jednak masz wybór czy wieczór spędzisz przed telewizorem przy trzech piwach, na meczu piłki nożnej czy na fajnym koncercie lub w teatrze. To jest po prostu Twój wybór, bo na każde z tych miejsc bilet kosztuje 10 zł. I to jest raczej kwestia wyboru, nie pieniędzy.

-Jakie masz plany, a jakie marzenia?
– W najbliższym czasie będę robił muzykę do filmu. Planujemy współpracę z Michałem Urbaniakiem. Chcę też rozwinąć technikę grania na instrumentach elektronicznych i umiejętności pisania programów. Chcę także rozwijać kontroler do komputerów tłumaczący ruchy ciała człowieka i natężenia światła na sygnał dźwiękowy. Docelowo chciałbym, żeby to zaistniało jako nowy sposób gry na instrumentach elektronicznych. Nie jest powiedziane, że nie będzie kiedyś takiego instrumentu, na którym będzie można ruszać rękami pionowo, poziomo, zbliżać je lub oddalać od światła lub instrument elektroniczny nie będzie reagował na ruchy muzyka. I już teraz są takie technologie. Zresztą prototyp czegoś takiego mam zrobiony w domu. W przyszłości instrumenty elektroniczne będą coraz mniej grały jako sekwencery, a człowiek będzie miał większą kontrolę nad generowaniem dźwięków. Co roku w Kanadzie odbywa się festiwal nowych technologii w mediach „New Interfaces for Musical Expression” w Montrealu. Przyjeżdżają tam ludzie z całego świata z bardzo różnymi sprzętami. Są instalacje przekładające ruch tancerza na dźwięk albo na wizualizację, czy kontrolery dźwiękowe, które reagują na dotyk, siłę nacisku, umiejscowienie rąk na urządzeniu. Jest też nowy kontroler Lemur do sterowania programami muzycznymi. To jakby ekran czuły na nacisk, na którym możesz kontrolować dziesięć punktów równocześnie. Zamiast jednego kursora masz 10. To już jest produkowane. Takich rzeczy będzie więcej i będą coraz tańsze, teraz kosztują po 1000 – 1500 dolarów. Za jakieś dwa, trzy lata będą dostępne dla każdego i ludzie w zupełnie inny sposób będą myśleli o muzyce elektronicznej, o kształtowaniu dźwięku. Wydaje mi się, że będzie to bardziej zbliżone do rzeźbienia, a nie „intelektualnego” klikania myszką po ekranie.

– A czy muzycy zapomną kiedyś o gitarach, skrzypcach?
– Skoro przez tyle tysięcy lat nie zapomnieli to teraz też chyba nie. Każdy wybiera to, co mu najbardziej pasuje. Zespół Osjan fascynuje na przykład to, jak robiło się muzykę, pierwotne, podstawowe tworzenie muzyki. Oni używają bardzo prostych instrumentów i nie sądzę, żeby kiedykolwiek się zdecydowali na instrumentarium elektroniczne, bo im po prostu nie o to chyba chodzi. Ich kręci to, że grają na prostych instrumentach. Dla kogoś innego walorem jest barwa i będzie się koncentrował na innym instrumentarium. Dla trzeciego najważniejsza jest moc dźwięku i weźmie gitarę z czterema przesterami i dziesięcioma wzmacniaczami. Każdy powinien wybierać sobie takie narzędzie, które mu pasuje. Tak samo było, gdy zaczęto produkować gitarę elektryczną. Zrobił się wielki rwetes, że już muzyka się skończyła, że teraz będzie tylko hałas. Dla mnie takie głosy są zupełnie nieuzasadnione. Każdy instrument i każda twórczość ma tyle ducha i emocji, ile w nią włożysz. To nie ma znaczenia, na czym się gra. Naprawdę. Żadnego. Równie dobrze można wyjść na scenę i zagrać coś na grzebieniu i to będzie wspaniały i wzruszający kawałek muzyki.

-No to w takim razie, o co chodzi w muzyce? Co jest dla Ciebie najważniejsze?
-Jak do tej pory najważniejsze było to, żeby poznać ten świat. Bardzo dużo rzeczy o sobie dowiedziałem poprzez muzykę. Najpierw słuchając a potem tworząc. Dowiedziałem się, że jestem w stanie przeżywać świat w zupełnie inny sposób, niż wcześniej. Jeżeli włączasz sobie jakąś płytę, która dociera do ciebie, to automatycznie odblokowuje twoją wrażliwość na wiele rzeczy, które się dzieją w świecie. Po prostu uczysz się. Można się wiele nauczyć, doświadczając dzięki muzyce bardzo intensywnych stanów emocjonalnych, których skutki zostają z tobą na całe życie. Po prostu odblokowujesz się na świat. Dla mnie koncert to właśnie takie otwarcie na wszystko, co cię otacza.

– Czy czujesz się prawdziwym artystą, czy raczej rzemieślnikiem?
Myślę, że każdy człowiek może być artystą, bo na przykład gotuje po mistrzowsku. Ja jestem normalnym człowiekiem. Zresztą nie rozumiem tego podziału.

-Jest zasadnicza różnica między artystą a rzemieślnikiem. Artysta tworzy rzeczy wyjątkowe, jednorazowe, pod wpływem weny, pomysłów, a rzemieślnik to jest człowiek, który nie przekracza pewnego poziomu…
– Dopóki się nie zakocha w jakiejś fajnej dziewczynie…Wiesz, to nie jest tak, że jest rzemieślnik i artysta. Każdy człowiek potrafi dojść do mistrzostwa we wszystkim co robi. Nawet w szuraniu papierami na biurku.

Wtedy będzie tylko dobrym urzędnikiem. Nie czujesz tej różnicy?
– Naprawdę nie. Jeżeli ktoś gotuje i wkłada w to serce to robi to coraz lepiej. Coraz więcej osób docenia jego kunszt. To co ugotuje, jest wynikiem jego doświadczenia i wieloletniej pracy, a może być przecież czymś niespotykanym i wyjątkowym na skalę światową. I tak jest ze wszystkim. Ten przeskok z jednego w drugie i odwrotnie może się odbyć dla każdego człowieka w każdym momencie jego życia. Wielu ludzi uznawanych za artystów jest dla mnie, – jeśli używamy Twojej terminologii – rzemieślnikami. Grają tyle lat, ale po pewnym czasie, – bo są sławni i znani – przestają dbać o swój rozwój. Nadal dobrze wykonują te solówki, co 15 lat temu, ale już nie są artystami. Może byli 15 lat temu, ale teraz już nie są. Może kiedyś znowu będą, a może już nie.

– Co do tej pory przyniosło Ci najwięcej satysfakcji?
– Produkcja płyty z Gendosem. Uważam, że jest to świetna płyta. Szukamy teraz wydawcy. Materiał jest gotowy, wyprodukowany, zmiksowany, całościowo już zamknięty. Dla mnie to jest taki materiał, że nie ma gdzie igły wetknąć. Jestem z niego zadowolony. No pewnie jakbyśmy mieli studio za parę tysięcy, brzmiałby jeszcze lepiej. Artystycznie jest to skończona całość, której nie chciałbym zmieniać. Mam takie poczucie, że zrobiliśmy to, na co było nas w tym momencie najlepiej stać, i że zrobiliśmy to z pełnym zaangażowaniem.

-Długo już szukacie wydawcy?
– Rok. Ale szukamy dosyć leniwie. Myślę, że gdybym miał więcej czasu to już bym znalazł. Ten materiał nie zestarzeje się. Jeszcze długo będzie aktualny. Przyznam się szczerze, że trochę tę sprawę odłożyłem na drugi plan, bo spotkałem Marka Chołoniewskiego – pomysłodawcę instalacji, nad którą teraz pracuję razem z przyjaciółmi z grupy Videokidz. Robimy takie przedstawienie integrujące obraz i dźwięk. Na razie ja piszę program komputerowy, Videokidz robią animacje i wirtualną scenografię. Potem złożymy to w jedną całość do scenariusza, który łączył będzie estetykę miejską i przyrodę. Na scenie aktor dzięki czujnikom świetlnym będzie kontrolował obraz i dźwięk. Znajdzie się w pewnej przestrzeni z wirtualną scenografią, na każdej ścianie będzie inny, osobny obraz. Będzie mógł na przykład otwierać sobie drzwi, chodzić po wodzie, będzie też wyzwalał dźwięki. Wybrana przez nas osoba będzie operatorem tej instalacji. My stworzymy mu tylko środowisko pracy.

– To bardzo ciekawe. A jak bardzo zaawansowane są te prace?
– Myślę, że dojrzeje to na wiosnę tego roku.

rozmawiała: Agnieszka Kozłowska-Piasta