Baty o bity

Sistars już wiedzą, że sława nie przekłada się w Polsce na sprzedaż płyt – teraz ryzykują, że odwróci się od nich najwierniejsza, hiphopowa publiczność.To były pracowite dwa lata. Ile koncertów zagrali Sistars? – Ze 200, licząc od czasu eliminacji do Eurowizji – mówi Paulina Przybysz. Ale czy to był styczeń tego, czy zeszłego roku? Od debiutu, płyty „Siła sióstr”, w świecie Sistars wydarzyło się tyle, że ciężko wszystko spamiętać. Nie tylko 20-letniej Paulinie i jej starszej o dwa lata siostrze Natalii, nie tylko czterem ich kolegom z zespołu, ale i publiczności, która Sistars regularnie ogląda na scenie i w telewizji.

Jedno jest pewne – mało kto harował tak ciężko. W Ameryce Kanye West, także gwiazdor z przecięcia rhythm’n’bluesa i hip-hopu, wydał tak jak one drugą płytę (- Właśnie ją sobie kupiłam – mówi Natalia), ale gra ledwie parę razy do roku. – Bo Kanye West sprzedaje miliony płyt na całym świecie i jest w stanie z tego wyżyć, a my sprzedaliśmy 31 tysięcy pierwszego albumu – mówi Paulina. – To nawet nie daje złotej płyty, owszem, nie zarabiamy źle, ale utrzymują nas pieniądze z koncertów.

Stąd w rozkładzie dnia Sistars telewizyjne „Hity na czasie” sąsiadują z występem w hipermarkecie, a koncert w Londynie z serią wieczorów w klubach w mniejszych miastach w Polsce.

– Nawet na taki koncert na sklepowym parkingu przychodzą czasem wierni fani. A my śpiewamy dla wszystkich, którzy tego chcą – mówi Natalia. – Poza tym są takie miejsca w Polsce, gdzie centrum życia jest Tesco, i jeśli jedziemy na podpisywanie płyt, to właśnie tam, bo nie ma ciekawszego ośrodka kulturalnego. Trudno odpowiedzieć: jedźcie do innego miasta, bo tam jest klub, a wy klubu nie macie.

Chcą jednak pracować także nad publicznością. Piosenka „Na dwa” („Pragnę być pośród ludzi / Którzy czują, jak się klaszcze na dwa”) to przecież lekko ironiczna reakcja na to, że gdy w Polsce się klaszcze na koncercie, to z reguły, ociężale, na „raz”. A nowa płyta, z której same siostry się śmieją, że może być trudna do grania w radiu, też ma podnieść poprzeczkę.

Duży może więcej

Nowa płyta „A e i o u” jest już gotowa, gdy w redakcji „Przekroju” dzwoni telefon: „Sistars to już schyłkowa sytuacja, dziewczyny kłócą się z chłopakami i nie rozumieją między sobą, nie ma przebojów”. Tak brzmi, rzecz jasna, wersja wydarzeń według konkurencji, bo same Sistars mówią: – Kochamy się jak bracia i siostry. Owszem, zdarza nam się pokłócić, ale tego typu konflikt narodził się w głowach plotkarzy – mówi Paulina. – Czy widziałeś ten film o Metallice, „Some Kind Of Monster”? – dodaje Natalia. Chodzi jej o dokument, który pokazuje naprawianie relacji między muzykami sławnego zespołu, zmęczonymi wspólnym nagrywaniem i życiem w trasie. – No to u nas takie rozmowy zdarzają się regularnie, tyle że zamiast terapeuty występuje nasz ojciec.

Państwo Przybyszowie, o których półtora roku temu pisaliśmy, że są pierwszym i najważniejszym wsparciem dla Sistars, dalej dbają o to, by kariera zespołu gładko toczyła się po kocich łbach krajowego show-biznesu.

Z czasem wentylem bezpieczeństwa dla całej szóstki na pewno okażą się skoki w bok. Dla Bartka Królika – frontmana Sistars w równym stopniu co Paulina i Natalia – nagranie producenckiego materiału z Marusiem (klawiszowcem i producentem nagrań Sistars) to tylko kwestia czasu. A siostry chciałyby też produkować muzykę innym wykonawcom. Mają już zresztą pierwsze zgłoszenia. Paulina nauczyła się sama tworzyć na komputerze „bity”, czyli muzykę do piosenek. Parę jej utworów znalazło się na nowej płycie. Jest też autorką okładki z dalekowschodnią mandalą. – Taka mandala jest rzeczą, którą mnisi buddyjscy tworzą w imię pokoju – tłumaczy Paulina. – Buddyzm przewija się w naszym życiu od dzieciństwa, jesteśmy ochrzczone jako katoliczki, ale chwilami bliżej nam do zen niż do Kościoła.
Ale zawistna konkurencja to nie wszystko.

Zupełnie za coś innego Sistars dostają baty od swoich dotychczasowych zwolenników, fanów hip-hopu. „Rozwój wsteczny: od Opola do przedszkola” – komentują ci ostatni na forum Hip-hop.pl. To tu, w środowisku hiphopowym, Sistars miały twardą i wierną publiczność. To one wyprowadziły polski hip-hop na salony, odbierały Fryderyka za zwycięstwo w hiphopowej kategorii, ale potem zdecydowały się opuścić szeregi branżowej wytwórni Wielkie Joł (i przeszły do koncernu Warner), a tego duża część fanów gatunku nie może im darować. Pozostali nie darują im pewnie tego, że hip-hopu na nowym albumie jest mniej niż na poprzednim.
– Niektórzy by chcieli, żebyśmy cały czas jeździły tym samym trabantem i nigdy nie przesiadły się do wielkiej limuzyny – uśmiecha się Natalia. – Ale duży naprawdę może więcej, chociaż czasem więcej pali.

Metoda a e i o u

Tytułowe litery? – To samogłoski, które występują po kolei w alfabecie, z pominięciem „y” – tłumaczy Natalia. – Te samogłoski są świetne do tego, żeby się rozśpiewywać, bo każda z nich produkuje pewien kolor. To wiemy od naszego nauczyciela śpiewu, który jest totalnym czarodziejem.

Czarodziej nazywa się Hannibal Means i jest Amerykaninem mieszkającym w Wiedniu. Czarnoskóry wokalista (po ojcu ma też indiańską krew) z równą łatwością śpiewa gospel, rocka i muzykę klasyczną. Z równym zacięciem – piosenki afrykańskie i żydowskie. Cenią go jako tenora wiedeńskiej Staatsoper, pracował przez lata z legendą jazzowej wokalistyki Niną Simone, a wcześniej był jej uczniem. Dla Pauliny i Natalii z Sistars jest muzycznym guru. Przyjeżdżał do Polski na warsztaty „Śpiewaj i otwórz serce” (występował też na imprezie Euro-Eco-Meeting u boku klawiszowca Marka Bilińskiego!). Kiedyś w obecności sióstr zadał pytanie: „Czy ktoś z tu zebranych chciałby być w przyszłości śpiewakiem?”. – I wszystko zaczęło się dla nas właśnie od momentu, gdy podniosłyśmy ręce – mówi Paulina.

Means mówił siostrom o tym, jak różne kultury przyporządkowują kolory i brzmienia samogłosek do różnych energetycznych miejsc na ciele, dzięki czemu dźwiękiem można leczyć, oddziaływać w różny sposób. – Hannibal uczył nas też, że gdy śpiewasz, przez twoje usta musi wypływać i zalewać wszystko jakiś kolor, który emitujesz – mówi Natalia. – A każdy ma swój własny, wyjątkowy kolor – dodaje Paulina. Obie mają wciąż kontakt z Hannibalem, choć ten dawno nie pojawiał się w Polsce. – Po latach udało nam się go znowu namówić, z pomocą wujka, żeby przyjechał na warsztaty – mówi Paulina. – I zapraszamy wszystkich: od 14 do 16 października.

Niewykluczone zatem, że jeszcze w październiku Sistars – które chcą pomagać w czasie warsztatów – same przyczynią się do tego, że jakieś młode dziewczyny zaczną śpiewanie i założą konkurencyjną grupę.

Bartek Chaciński Przekrój