Kapeluszowy zawrót głowy

Jako mała dziewczynka zakradałam się do szafy i wynajdywałam najróżniejsze rzeczy, przy czym kapelusze zawsze zwracały moją największą uwagę. Do tej pory nie rozstaje się z nimi i mam już pokaźną kolekcję ok. 30 sztuk. W czym tkwi siła i magia tego małego dodatku, który potrafi odmienić nawet zwykły ubiór.Otóż kapelusze to niezawodny sposób na upiększenie i wyrażenie indywidualizmu. Nie wiadomo dokładnie, kto i kiedy wymyślił to nakrycie głowy, które służy nie tylko ochronie przed słońcem i zimnem. To także szczególny znak rozpoznawczy, dzięki któremu można było określić pochodzenie społeczne, religię, narodowość, a nawet przynależność polityczną.

Jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku wyjście z domu bez kapelusza uważane było za wielkie foux pas, bo wszyscy, niezależnie od wieku, pochodzenia czy stanu majątkowego, nosili nakrycia głowy. Bez kapelusza pokazywali się tylko kloszardzi, dla reszty było nie do pomyślenia, by nie osłaniać głowy w miejscach publicznych.

Kapelusz oznaczał elegancję i szyk. Nosili go zarówno starożytni Grecy, Rzymianie, jak i mieszkańcy dalekiego Wschodu. Przez stulecia kapelusze zmieniały swoje kształty i rozmiary. W renesansie kobiety nosiły małe toczki, bogato obszywane perłami i szlachetnymi klejnotami. Natomiast pod koniec XVIII wieku gustowano w kapeluszach-budkach, przewiązywanych tasiemkami, ozdabianych kwiatami czy piórami.

Koniec XIX wieku to czas wielkich kapeluszy na drucianych rusztowaniach z ogromna ilością dodatków, m.in. wypchanymi ptakami, kokardami, które przysłaniały twarz. Wraz z początkiem ubiegłego stulecia kapelusze kobiece zmieniały swoje kształty coraz szybciej, a projektanci dostosowywali ich rozmiary do nowego typu kobiety – wyemancypowanej i coraz bardziej wyzwolonej. Paul Poiret, pierwszy modowy dyktator, twórca haute couture, wprowadził na salony sułtańskie turbany dla kobiet. Natomiast Coco Chanel zasadniczo zrewolucjonizowała wizerunek eleganckiej damy, przez zastosowanie małych kapelusików tzw. kasków lub hełmów. Pośród bogatej oferty najbardziej zadziwiały pomysły Elsy Schiaparelli, projektantki zafascynowanej surrealizmem. Artystka zaprojektowała kapelusze w formie butów, wachlarzy, a nawet kotletów.

Dekadę później modne stały się małe toczki, noszone na czubku głowy, ozdobione woalką, a także kapelusiki tzw. pillbox, spopularyzowane szczególnie przez Jackie Kennedy w latach 60.

Dzisiejsze kapelusze są mieszanką wszystkiego, co było kiedyś i współczesnej pomysłowości projektantów.

Wspólną cechą dla nich wszystkich jest rondo i część zwana „główką”, reszta zależy od inwencji twórczej. Wraz z nadejściem jesiennych chłodów, zachęcam do noszenia kapeluszy, by ta piękna tradycja nie odeszła do lamusa. Bezbarwne ulice na pewno zyskają na oryginalności za sprawą tego niecodziennego rekwizytu. Spacerując w wymyślnym nakryciu głowy, trzeba tylko uważać na wiatr, by nam nie porwał go w przestworza. Przecież to nie króliczek i gonić nie wypada, a moda i tak przeminie.

J. Klich