Pomroczność jasna w wersji hard

Kielce nie mają szczęścia do alternatywnych knajp, a piątek, kiedy to otwarto Mundo Hard Rock, potwierdził to – niestety.Kiedyś był Tunel jako gotycka knajpa, potem się zdewaluował. Po Insomnii zostało wspomnienie. No i było wspomniane Mundo, które to przyciągało wszelki możliwy element społeczny, który gustował w czarnym. Potem przyszedł czas na rebranding i huczne otwarcie.

Już przed 20:00, czyli godziną otwarcia, Plac Wolności był zdominowany przez bojówki emo, punków, metali i gotów. Trafili się nawet fani indie. A potem nastąpił szturm na miejsce oraz kolejki jak za PRL. Po 10 minutach postanowiliśmy wkroczyć z kolegą do przybytku i… zobaczyliśmy na schodach pierwszych zdegustowanych klientów: emo pannę z jej mężczyzną krzyczącą „CO ONI ZROBILI Z MOJĄ ULUBIONĄ KNAJPĄ?!”. Kiedy wszedłem, zrozumiałem.

Tłok, podają (prawie) tylko piwo, wystrój czerwono-czarno-gotycko-buduarowy, oświetleniem są znicze… I jeszcze przewspaniały chyba brutal death metal, czy jakieś inne darcie się (niestety jestem typem, dla którego ekstremum to już Anorexia Nervosa, czy stary Samael). Ogólnie rzecz biorąc – brak sensownej atmosfery, sztampa i brak celu w tym wszystkim. Poza, oczywiście, założeniem: mroczniej, ciężej, szybciej.

Ironią losu zdecydowanie był fakt, że połowa klienteli zasiliła pobliski koncert „Jelonek plus goście”. Zupełnie inna stylistyka poezji śpiewanej z rockowym graniem na skrzypcach okazała się być bardziej interesująca.

Wygląda na to, że właściciele Mundo (teraz już Hard Rock) zapomnieli o prawdzie, która mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego. Leczenie dżumy cholerą doprowadziło do zapaści w dzień otwarcia i pozostał tylko niesmak. Gdyby przeczytali wcześniej choćby nieodżałowane Goth Or Not może by wiedzieli, że mrok i autoparodia to dwa różne terminy.

Mateusz Kowalski