Zygmunt Kałużyński ”Pamiętnik Orchidei”

Oto książka z gatunku tych, których nie powinno się recenzować – każde omówienie zdradza bowiem jej zawartość.Kałużyńskiego zapamiętałem z telewizyjnych dyskusji z Tomaszem Raczkiem, kiedy w zasadzie po charakterystycznym machnięciu łapką nieżyjącego (niestety) publicysty można było wyłączyć telewizor. A nabierał widza doskonale – z ewidentnego knota, jakim jest „Dzień tryfidów” zrobił arcydzieło…

Bodaj w 87 r. Zygmunt Kałużyński na pytanie: „Dlaczego nie ma mszy w telewizji?”, odpowiedział: „Bo nie można zbierać na tacę”, a już połowa akademika dosłownie pospadała z krzeseł, gdy w telewizyjnej dyskusji (chyba nawet śmieszniej od W. Allena) opowiadał o „miłości bliźniego” – program prowadziła Monika Olejnik (to tak dla przypomnienia).

To bardzo mądra i bardzo przewrotna książka. Więc tylko krótko, jeden cytat: „Dramatopisarz Krzywoszewski opowiadał, że dostał propozycję ze strony osoby pochodzenia starozakonnego, mówiącej niegramatycznie – Pójdziemy na dupie? – na co odpowiedział: – Nie jestem akrobatą.”