Śmierć na kredyt

Céline to jeden z najbardziej kontrowersyjnych francuskich pisarzy: po drugiej wojnie został oskarżony o kolaborację z Niemcami, pisał też antysemickie pamflety. Potępiał go Sartre, inni pisarze toczyli z nim na łamach prasy zacięte polemiki. I mimo to uznawany jest za najwybitniejszego francuskiego pisarza XX wieku.Louis-Ferdinand Destouches, bo tak nazywał się naprawdę Céline, urodził się w Courbevoie na przedmieściach Paryża w roku 1894. Z wykształcenia był lekarzem. Zadebiutował w roku 1932 „Podróżą do kresu nocy”. Wydana w roku 1936 „Śmierć na kredyt” to druga powieść, która ugruntowała jego rozgłos. Jeszcze przed drugą wojną światową napisał kilka pamfletów o wymowie antysemickiej. Po zakończeniu wojny został oskarżony o kolaborację z Niemcami. Od 1944 pozostawał poza krajem (mieszkał w Niemczech i w Danii), do Francji wrócił dopiero po amnestii ogłoszonej w roku 1951. Ostatnie lata życia spędził zapomniany i osamotniony w domu na peryferiach Paryża. Zmarł w roku 1961.

Lektura „Śmierci na kredyt”, opisująca losy młodego Ferdka, zdaje się pasować do tego życiorysu jak ulał. Świat tu przedstawiony jest ohydny, cuchnący, składa się śmierdzących trującym gazem z latarni pasaży, z ciasnych piwnic, z małych sklepików obsikanych przez psy i ludzi. Ludzi przebiegłych, leniwych i wstrętnych. Kobiety chcą tylko pieniędzy. Rosną im wąsy. Matki płaczą, puchną im nogi. Ojcowie krzyczą. Szaleją. W życiu nigdy nie można liczyć na nic dobrego. Na końcu i tak wszystkich nas czeka śmierć. Brud, zawiść, nieżyczliwość całej gminy przylepiła się do niego. Wylewała się nań żółć gryzipiórków w jego własnym pokoju. Złość budzących się 14 000 alkoholików, żołądkowców, męka zapartego moczu, 6422 tryprów, których nie udało mu się zahamować, nagłe wyskoki jajników 4376 klimakterycznych kobiet, niewytłumaczalny strach 2266 wysokiego ciśnienia, nieprzebłagana pogarda 722 śledzienników z migreną, a do 352 matki, których dzieci mają robaki, ponura tłuszcza, horda masochistów wszelkiej maści. Pryszczaci, z bolączkami, białkiem, cukrem, smrodem, drgawkami, z waginizmem, bezpłciowcy, tacy, co dużo i tacy, co „za mało”, z zatwardzeniem itd., cały ten śluz przypływał co dzień do niego, przewalał się nad jego okularami od trzydziestu lat, dniem i nocą.

Trudno pisać tu o treści, fabule. Życie bohatera sączy się, a raczej przesącza, powoli i boleśnie. Mimo całej tej duchoty, ciasnoty i wszelkiej maści podłości, złośliwy dowcip skrzy się pięknie. Takie biodra, jak ona ma, trzeba koniecznie zobaczyć. To skandal w plisowanej sukni. Jak harmonia ręczna.

Język Céline poraża, ale nie potrafię określić, na czym polega jego fenomen. Jest prosty i dosadny, zapada głęboko w mózg. Tak. Céline to jeden z tych pisarzy, których książki wchłaniam organicznie. Absurdalne ciągi dalsze poszczególnych rozdziałów wyświetlają mi się pod powiekami, kiedy śpię. Być może kiedyś jakiś neurolog zainteresuje się tym zjawiskiem. Tymczasem polecam zrobić sobie doświadczenie na własnym organizmie – przeczytać przed snem sto stron „Śmierci na kredyt”. Co się śniło?

Justyna Pobiedzińska / o2.pl