Budzik dzwonił jak oszalały, Iwo wysunął rękę spod kołdry, zdusił dzwonek przy okazji strącając budzik na podłogę, piata rano. Za oknem ciemno, zwlókł się z łóżka i człapiąc bosymi stopami po podłodze poszedł do kuchni nastawić wodę na poranną kawę.Zamarł z ręką na kranie, kiedy się ocknął woda przelewała się przez brzeg czajnika. Cholera – zaklął pod nosem, zimna woda na chwilę przywróciła go do rzeczywistości. Poczłapał do łazienki. W zimnym świetle jarzeniówki jego twarz wyglądała jak maska. Wory pod oczami, dwudniowy zarost, oczy przekrwione, nie całkiem przytomne. Znowu zamarł wpatrując się w swoje odbicie.
Cholera – zaklął po raz drugi słysząc z kuchni gwizd czajnika, czy każdy dzień musi się zaczynać wściekłym rykiem przedmiotów? Zalał w kuchni kawę, wrócił do łazienki i znowu zamarł gapiąc się w lustro. Czuł narastające zniechęcenie, powoli sięgnął po szczoteczkę do zębów, przyjrzał się jej podejrzliwie i nałożył pastę, mył zęby gapiąc się bezmyślnie w lustro. Kolejne poranne czynności budziły w nim coraz większą niechęć. Wrócił do kuchni. Pił kawę małymi łykami. Patrzył na swoje odbicie w kuchennym oknie i czuł się coraz gorzej. Zegar kuchenny tykał głośno i poganiał do wyjścia.
Iwo zaklął po raz trzeci, złapał kurtkę z wieszaka, zatrzasnął drzwi i zbiegł po schodach nie czekają na windę. Zimny, wilgotny wiatr zatrzymał go na chwilę, zapiął kurtkę i przyspieszył kroku. Po chwili wchodził do sklepu, znajoma ekspedientka postawiła przed nim dwa wina – osiem czterdzieści – mruknęła pod nosem. Wracał do domu wolnym krokiem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Dura