CS Lewis – profesor nie z tego świata

CS Lewis, twórca fantastycznego świata Narnii, niechętnie ujawniał brzmienie obydwu swoich imion, skracając je do inicjałów CS i w takiej pisowni znane są one wszystkim czytelnikom jego książek. Otóż na chrzcie nadano mu imiona Clive i Staples, których nie cierpiał od małego. Wolał, gdy koledzy nazywali go James.Mimo iż życie Lewisa było stosunkowo monotonne (poza krótką służbą w Piechocie Lekkiej w ostatnim roku I wojny światowej, w czasie której został ranny pod Arras, spędził je niemal w całości w Oksfordzie, ucząc literatury angielskiej), jego twórczość okazała się barwna, oryginalna i bardzo ekspansywna. Napisane przezeń Opowieści z Narnii są w krajach anglosaskich lekturą szkolną oraz ulubioną baśnią kolejnych pokoleń czytelników. Teraz, wraz z nową, disneyowską ekranizacją powieści Lew, czarownica i stara szafa, pierwszej części cyklu, spuścizna oksfordzkiego mediewisty została wtłoczona do krwiobiegu globalnej popkultury. Zapewne pozycja prozy C.S. Lewisa umocni się po ekranizacji kolejnych sześciu części “Opowieści z Narnii”.

Opisując fenomen Lewisa nie sposób pominąć jego relacji z J.R.R. Tolkienem, innym pisarzem o dziwnych inicjałach. Obaj byli filologami w Oksfordzie, obaj badali spuściznę dawnych Anglosasów. Łączyła ich fascynacja odległą przeszłością, studia nad legendami i mitami oraz zapatrywania na sprawy współczesne. A także serdeczna przyjaźń, która wytrzymała nawet wzajemną krytykę.

CS Lewis nie krył się z surową oceną pisarstwa Tolkiena, które uznawał za patetyczne i zbyt opisowe. Krytyczne uwagi Tolkiena wygłaszane pod adresem twórczości Lewisa płynęły ponoć z pobudek bardziej osobistych. Twórca Śródziemia traktował swoje pisarstwo bardzo poważnie i długo czekał na sukces. A Lewis zyskał sławę wraz z pierwszymi publikacjami. Dosłownie w miesiąc po religijnym
nawróceniu wydał popularną książkę teologiczną, co J.R.R. wydało się bardzo, jak mawiają Entowie, „pochopne”. Później, gdy Lewis zabrał się za pisanie baśni o Narnii, osiagnął kolejny sukces. A trzeba dodać, że Lewis pisał naprawdę błyskawicznie. Tolkien, cyzelujący w nieskończoność swoje monumentalne dzieło, musiał uznać to za krzywdzącą niesprawiedliwość.

Tolkien i Lewis nie lubili literatury współczesnej. Ich niechęć miała swoje źródło w rozczarowaniu epoką, w której przyszło im żyć. Obaj walczyli w bitwach I wojny światowej, obaj stracili na niej przyjaciół. Wrócili z frontu z poczuciem, że ze światem – a konkretnie cywilizacją zachodnią – dzieje się źle. W ich oczach wojna była konsekwencją choroby trapiącej społeczeństwa Europy.

Podobne odczucie klęski i końca cywilizacji miało wtedy wielu. Zazwyczaj owocowało ono buntem i zerwaniem z tradycją. I tak francuscy surrealiści zanegowali kulturę europejską. Odwrócili się od racjonalizmu, myśli oświeceniowej na rzecz eksplorowania podświadomości, fascynacji Wschodem, narkotykami i szaleństwem. Tworzyli rzeczy śmiałe, nowatorskie i raczej niezrozumiałe, rządzące się logiką marzeń sennych.

Na przekór duchowi epoki Tolkien i Lewis nie znosili awangardy, ideologii i wszelkich izmów. Czuli, że ich świat oszalał, ale zamiast się w tym obłędzie pławić, szukali na niego lekarstwa. Dążyli do stworzenia powieściowych światów alternatywnych, w które nie wkradł się jeszcze wszechobecny chaos, moralny relatywizm. Światów wywiedzionych z tradycji humanizmu, które rządziłyby się ustalonymi prawami, z jasno określonymi granicami między Dobrem i Złem. Swoją „wodę życia” znaleźli w “heroicznej” przeszłości, w literaturze, jaką zrodziło zderzenie chrześcijaństwa z piękną, przebogatą tradycją pradawnej europejskiej kultury pogańskiej.

Kraina Narnii to mityczne zaświaty, a mówiąc językiem Carla Gustawa Junga – kraina archetypów. Można tam spotkać fauny i centaury z mitów greckich, nordyckie olbrzymy i średniowiecznych rycerzy. Co więcej, te baśniowe stwory nie są tylko barwnymi rekwizytami, mają dusze. Wielką zaletą pisarstwa Lewisa jest pewność, z jaką porusza się po obszarach dawnej heraldyki, mitologii i kosmologii. Z mistrzowska swobodą łączy w przedziwnych konfiguracjach motywy pochodzące z eposów rycerskich, Biblii i wierzeń starożytnych Greków, osiągając zupełnie nową jakość.

Ważnym elementem Narnii są zamieszkujące ją mówiące zwierzęta. Lewis powiedział kiedyś, że wszyscy ludzie chcieliby, żeby zwierzęta mówiły. Ba, one powinny móc mówić, gdyby ludzka wyobraźnia miała moc kształtowania świata. Inspiracją
były tu gadające stworzenia z dawnych legend, ale przede wszystkim jedna z ulubionych książek Lewisa, O czym szumią wierzby Kennetha Grahama – w pewnym sensie zapowiedź zarówno Narnii, jak i Śródziemia.

To bardzo angielska bajka, w której mieszkańcy lasu i rzeki noszą ubrania z tweedu, a Szczur i Krecik zajadają szynkę i jaja na bekonie. Dużo tam radości życia, opisów tego, co Anglicy nazywają “country lifestyle”, szacunku do drobnych detali, przyrody oraz długich opisów jedzenia. (Mimo posiadania przypuszczalnie najgorszej kuchni świata, Anglicy dorobili się też najpopularniejszych opisów literackich swoich prostych potraw. Patriotyzm wyrażają opisem skwierczącego na patelni boczku).

Ale Lewis zaczerpnął od Grahama coś jeszcze, mianowicie szczególną atmosferę cudowności i grozy. Przeczucia, dar przewidywania przyszłości, telepatia bliższe są romantycznej poezji niż bajkom dla dzieci. Swojska przyroda okazuje się nierzadko dziwna, uduchowiona bądź złowroga. Las czasem przypomina tolkienowską Mroczną Puszczę, a czasami krainę Lorien. Grający nad rzeką bożek Pan to władający dziką naturą Tom Bombadil i Aslan w jednej osobie. Ale zarówno Graham, jak i panowie z Oksfordu, potrafili połączyć mistyczną grozę numinosum z codziennym realizmem, opisami spraw przyziemnych i świetnie czytelnikom znanych.

Esencja Narnii (i Śródziemia) nie polega jedynie na smaczkach estetycznych, grze wyobraźni i bogactwie fabuły. Zawiera się w sferze wyznawanych wartości, a nawet – mówiąc górnolotnie – metafizyki. Siedmioksiąg Narniijski i trylogia Tolkiena to sagi o wyznawcach, żarliwych czcicielach Aslana i Valarów. Utwory bardzo religijne, wyrażające najgłębsze przekonania ich twórców.

Widać szczególnie wyraźnie w porównaniu na przykład z Harrym Potterem. Niby to też fantasy, ale przecież zupełnie innej jakości. Harry nie jest ani dobry, ani zły. Jest fajny. Walczy, bo musi, to taka rodowa wendetta. Jest biegłym mistyfikatorem i delektuje się magicznymi sztuczkami. Wielbi magię dla niej samej. To droga mocy, ścieżka okiełznawania energii. Ale we wszystkich tych gusłach nie ma objawienia, niczego cudownego, “świętego”. Magia obecna w świecie Hogwarthu do złudzenia przypomina naszą pragmatyczną, eksperymentalną naukę. Biegła znajomość odpowiednich formułek pozwala na przeprowadzanie spektakularnych eksplozji, kreacji i przeistoczeń. I tyle.

U Lewisa i Tolkiena czary występują rzadko i są bardzo niebezpieczne. Potężny Gandalf umie przypiec parę wilków i puszczać fajerwerki, ale już walka z demonem niemalże kosztuje go życie. W Narnii „okultyzmem” para się na szerszą skalę tylko zła Biała Czarownica. Dobra moc jest zupełnie inna, ma charakter bardziej religijny niż magiczny. Jeżeli lew Aslan w ogóle czaruje, to raczej należałoby mówić o czynieniu cudów przez świętych niż rzucaniu zaklęć.

W przeciwieństwie J.K. Rowling, Lewis nie pisał swoich powieści tylko po to, by bawić młodocianych. Pragnął nawracać współczesnych sobie niedowiarków. Uznał, że baśnie nadają się do tego lepiej niż nachalnie moralizujące książki teologiczne. Twierdził też, że zanim ktoś dojrzeje do przyjęcia Prawdy ( sam był chrześcijaninem obrządku anglikańskiego), powinien otworzyć
się na fantastykę, cudowność i mit. Bo w nich też jest sporo dobrego. Zanim zrobimy z nich chrześcijan – mawiał – zróbmy z nich dobrych pogan.

Tym, czego Lewis bał się najbardziej, był płaski, redukcyjny racjonalizm, częstokroć bliski nihilizmowi. Inaczej mówiąc, zadufana w sobie przemądrzałość człowieka nowoczesnego, który ” pogardliwie mruży oczy” i wierzy już tylko we własną wszechmoc, technikę i loty na księżyc.

Takich technokratycznych „Młodziaków”, będących zapewne inspiracja dla Mugoli pani Rowling, Lewis zjadliwie sportretował w Podróży „Wędrowca do świtu”. Rodzina Scrubbów wierzy święcie w osiągnięcia przemysłu, w statystyki i prospekty reklamowe z najnowszym AGD. Eustachy Scrubb krytykuje narnijski żaglowiec, jako mały, chybotliwy i niebezpieczny. Na wielkich transatlantykach w naszym świecie wcale nie odczuwa się chybotania fal, obwieszcza z dumą. „To po co w ogóle wypływacie na morze?”, ripostuje ktoś z załogi (bodajże gadająca mysz).

U Tolkiena lęk przed tyranią postępu przejawia się równie bezpośrednio. Upadły czarodziej Saruman odwrócił się od żywych stworzeń, zwariował na punkcie „metalu i kółek”. Po upadku Czarnej Wieży zdążył zdewastować krainę Hobbitów, zmieniając Shire w… industrialną Anglię. Dziwnym trafem Peter Jackson ominął ten wątek w swojej ekranizacji.

Ostatnia odsłona – zekranizowane książki Lewisa i Tolkiena podbijają popkulturę. Nie jestem pewien, czy utwory tak jednoznacznie europejskie, odwołujące się do określonych archetypów właściwych dla tego kręgu kulturowego nadają się na produkt o zasięgu globalnym. U Tolkiena można wręcz mówić o geograficznym rasizmie. Wszystko, co złe, przybywa z południa i ze wschodu. Orkowie noszą krzywe szable na modlę turecką (i polską!). Haradrimowie i Easterlingowie przypominają mniejszości etniczne. Migrują na teren Gondoru, skórę mają brunatną, oczy często skośne. Dobra jest tylko Północ i Zachód, Śródziemie to wybitnie „aryjska” kraina. U Lewisa kierunki geograficzne są inne (to Wschód jest źródłem pomyślności), ale kraina Karolmenu, opanowana przez fałszywego boga Taasza, do złudzenia przypomina muzułmański Bliski Wschód…

Z obu ekranizacji bardziej przekonała mnie filmowa wizja Narnii. Jest skromniejsza (podobnie jak jej literacki pierwowzór), ale zachowuje przekaz książki. Jackson spłaszczył Tolkiena niemiłosiernie, utopił jego ideę w morzu efektów specjalnych i podeptał ją słoniowymi nogami Mumakilów. Za to film Lew Czarownica i Stara szafa napawa optymizmem. Okazuje się, że grafika komputerowa, dopóki aplikowana z umiarem, może być pożytecznym narzędziem artystycznym. Ale przedtem musi powstać prawdziwa opowieść.

CS Lewis – bibliografia w języku polskim:

Bóg na ławie oskarżonych – eseje
Cudy (1947) – esej
Diabelski toast – zbiór opowiadań i esejów
Listy do nieznajomej – zbiór korespondencji
Listy starego diabła do młodego (1942)
O wierze i moralności chrześcijańskiej (1952) – wydany drukiem cykl pogadanek radiowych
Trylogia międzyplanetarna (1938-45) – trylogia SF (z dobrymi Kosmitami i złymi Ziemianami!)
Opowieści z Narnii – (1950-55) – cykl baśni w siedmiu tomach
Póki mamy twarze – mit o Amorze i Psyche opowiedziany na nowo – (1956)
Problem Cierpienia (1947)
Rozważania o chrześcijaństwie
Rozwód ostateczny (1945) opowiadanie
Smutek (1961)
Cztery miłości (1960) rozważania
Odrzucony obraz (1964, wyd. pol. 1986) – akademicki podręcznik z kultury średniowiecza
Zaskoczony radością (1955) – autobiografia
Ziarna paproci i słonie

Wojciech Zembaty / o2.pl