“Alma” jest najnowszą powieścią Izabeli Filipiak – znanej autorki serii artykułów w “Wysokich obcasach” o twórczym pisaniu dla grzecznych panien – prozaiczki, felietonistki, poetki. W dotychczas opublikowanych tekstach Filipiak zadziwiała świeżością spojrzenia, odwagą w wypowiadaniu kontrowersyjnych prawd, błyskotliwością.Przelewała na papier swoje spostrzeżenia dotyczące zjawisk socjologicznych, wypowiadała się na temat współczesnych mediów, obyczajów, zachowań i światopoglądu. Również “Alma” jest zapisem takich obserwacji rzeczywistości, ale za to powieść jako gatunek pisarka wykorzystała po raz pierwszy.
Fabuła osadzona jest w bliżej nie określonym momencie przyszłości (?). Przy czym opisana rzeczywistość nosi znamiona zarówno czasu przyszłego jak i zamierzchłej przeszłości. Opisywane ogromne niezabudowane przestrzenie, zachowania pojawiających się bohaterów, kult bóstw ściśle związanych z przyrodą, zamieszkiwanie jaskiń… wszystkie te elementy przynoszą skojarzenia z okresem pierwszych cywilizacji. Z kolei zwyczaje panujące w Luksusowym Burdelu “U Frygii”, zdarzenia, które mają tam miejsce, przypominają sztuczny podziemny świat totalitarnej władzy kobiet z “Seksmisjii”.
Alma jest nieplanowaną córką, efemerydą, okrutnym monstrum, niezidentyfikowaną potomkinią boga. Zostaje poczęta w akcie nadprzyrodzonego ze śmiertelnym, w wybuchu wielkiej namiętności, w którą zaprzęgnięte zostają największe siły przyrody. Rolą matki jest urodzenie dziecka. Od pierwszego spotkania na świecie funkcjonują jako odrębne istoty. Nie ma bliskich relacji, nici porozumienia, jest natomiast obawa o i przed, jest przymus i poczucie odpowiedzialności. Bóg-ojciec niejako niszczy coś w trakcie poczęcia – ogromnie silną relację, która ma szansę narodzić się między matką a córką. Mówi kobiecie, że wyznaczając ją na matkę, korzysta jedynie z jej naturalnych możliwości dawania życia. Nie docenia jej, ani nie wyróżnia. Sam odsuwa się w cień kopiując model z Biblii praktykowany w tzw. rodzinie tradycyjnej. Nie wyznacza córce misji, ale ta i tak od narodzin uznawana jest za postać wyjątkową, będącą w mocy zmieniania świata.
Filipiak prowokuje. Nawiązuje niemal bezpośrednio do narodzin Chrystusa, na jego miejscu pojawia się boża córka, której życie ma się wpisać w zapomnianą mitologię kobiecą. Pisze o kobiecym “podziemiu” i, nieco mniej obszernie, o patriarchalnym świecie na powierzchni. W burdelu Frygii mają miejsce niezrozumiałe i wyjątkowo krwawe zdarzenia. Jego mieszkanki spędzają czas w oddzielnych celach i wydaje się, że życiorys każdej z nich kryje jakąś mroczną tajemnicę. Wszelkie zwroty akcji często pozostają niewyjaśnione, dziwne, nieprzewidywalne. Trudno tak naprawdę w natłoku pomieszanych historii i faktów doszukać się głównego przesłania pisarki. A na to właśnie czytelnik czeka już od pierwszych stron lektury. Sama treść bez dodatkowej symboliki jest na tyle zagmatwana i niewciągająca, że nie byłaby nawet w stanie zaspokoić apetytu fana horrorów.
Filipiak stosuje różne kroje i wielkości czcionki. Ma to, jej zdaniem, ułatwić odbiór tekstu. Czasami faktycznie wytłuszczone fragmenty są na przykład wypowiedziami bohaterów, natomiast nie wyróżnione partie, głosem narratorki. Częściej jednak ta różnorodność graficzna wydaje się niczemu nie służyć.
Mamy wyśmiany wzorzec patriarchalnego świata, ale brakuje “wtajemniczenia w żeńskość”, które obiecywała sama autorka. Nie podoba mi się ta dzikość, bo za mało w niej wrodzonej intuicyjnej mądrości, a za dużo krwi. Zresztą autorka tłumaczy się ze swojej brutalności “dwoma listami zamiast wstępu”. Cytuje zdegustowaną panią kustosz, która jako znalazczyni manuskryptu “Almy”, przekazuje go pisarce wyrażając przy tej okazji, swoją dezaprobatę dla opisanych okrucieństw. Filipiak korzysta w prawa powieściopisarza do manipulowania czytelnikiem. Autorstwo “Almy” przypisuje innej osobie, która, jak wynika z biografii, brała udział w tajnych i wyniszczających doświadczeniach naukowych, jej mózg uległ częściowemu wyniszczeniu, podobnie cały organizm. Dzikość przelana na papier jest usprawiedliwiona i wcale nie przedstawiona jako naturalny wyróżnik kobiecości, ale jako element chorej psychiki.
Karolina Grad
m_yna@tenbit.pl