Jesli masz dość oglądania kolejnej superprodukcji rodem z Hollywood, która „powinna” Ci się podobać, z natłokiem gwiazd albo łzawych historyjek o miłości, polecam „Tajemnicę Aleksandry” w reżyserii A. Johna Graves’a. Film bez gwiazdorskiej obsady, bez efektownego na pierwszy rzut oka scenariusza…a jednak film niezwykły.Wybrałam się na niego po przeczytaniu kilku recenzji, po których utkwił mi w głowie tekst, że jest to „film feministyczny nakręcony przez mężczyznę”. Ale nie kojarzmy manifestu feministycznego z paleniem staników! W „Tajemnicy Aleksandry” reżyser pokazuje nam dramat kobiety, która tłumi swoje pragnienia, uczucia, marzenia – swoje własne „ja”, ale tylko do pewnego momentu…pewnego dnia postanawia zniknąć… Kolejnym atutem jest tu też sposób przedstawienia sytuacji – przez większą częśc filmu oglądamy bowiem nagrane na kasetę wyznanie bohaterki.
Film stanowczo i dla męskiej i żenskiej części widowni – pozwala spojrzeć z innej perspektywy na pozornie „szczęśliwe gniazdka rodzinne”. U mnie wywołał mieszane odczucia – reżyser bardzo dobrze nakreślił postaci, które zdecydowanie nie są jednoznacznie dobre lub złe. Ale wolę niejednoznaczność niż papierowe postaci z masowych produkcji np. amerykańskich…