Święta bez kultury

Wieczór wigilijny i następujące dwa dni świąteczne dni Bożego Narodzenia to czas spędzany najczęściej w towarzystwie osób najbliższych – rodziny i przyjaciół. W święta doskonale można obyć się bez telewizji – z korzyścią dla związków międzyludzkich, nadwątlonych nader często przez pracę w nadgodzinach, codzienną bieganinę, szarością dnia codziennego.Przeciętny polski dom w Boże Narodzenie to jednak nie tylko rodzinne spotkania i – coraz rzadsze w dzisiejszych czasach – śpiewanie kolęd i pastorałek. Najukochańszym towarzyszem świąt Polaków jest… telewizor.

Świąteczny program polskich kanałów telewizyjnych zdominowała rozrywka „klasy B”, próżno było szukać w ofercie stacji rozrywki z górnej półki, brak było również poważnej i ciekawej oferty kulturalnej – dotyczy to niestety również programów telewizji publicznej, której celem (wpisanym nawet w ustawę) jest szerzenie narodowej kultury. W święta przeciętny Kowalski, wyposażony w pilot od telewizora, na próżno szukałby audycji poświęconych tradycjom wigilijnym i bożonarodzeniowym – reputację telewizji publicznej poprawiał kanał satelitarny TV Polonia, gdzie pojawiły się koncerty kolęd w wykonaniu Poznańskich Słowików, Arki Noego czy Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.

Kanały prywatne – rządzące się innymi prawami niż telewizja publiczna – stawiały na dwa typy świątecznej rozrywki: kino familijne od rana do wczesnych godzin wieczornych oraz na dość krwawe filmy dla dorosłych wieczorami. O tym, że są święta Bożego Narodzenia, widzowi przypominały najczęściej reklamy – pełne świątecznych gadgetów: amerykańskiego globalnego Mikołaja w czerwonej kurteczce, sani, śniegu, pięknie opakowanych prezentów i melodii którejś z popularnych polskich kolęd. Co jednak wolno stacjom prywatnym, razi u nadawcy publicznego. Oferta programowa od 24 do 26 grudnia była bowiem wszędzie podobna – od Wigilii aż do drugiego dnia świąt w każdym programie mieliśmy okazję obejrzeć albo infantylnego świeckiego Mikołaja z piwnym brzuszkiem i w czerwonych gatkach, albo amerykański thriller, gdzie trup ścielił się gęsto.

Pochylając się z uwagą nad świątecznymi programami publicznych stacji: Jedynki, Dwójki lub „Regionów” Kowalski tylko z rzadka mógł natknąć się na ofertę kulturalną – oprócz wspomnianych koncertów kolęd decydenci w Telewizji Polskiej sięgnęli również po „świąteczną klasykę”: w wigilijny wieczór „Dwójka” wyemitowała balet do muzyki Piotra Czajkowskiego „Dziadek do orzechów” w inscenizacji Brytyjczyka Rossa MacGibbona. Przedstawienie to odgrywało jednak rolę figowego listka skrywającego pustkę programową, gdyż była to jedyna audycja proponująca polskiemu widzowi tzw. „kulturę wysoką”. W regionalnej „Trójce” miłośnicy prozy Sienkiewicza mogli obejrzeć serial Kawalerowicza „Quo vadis” – trudno jednak uznać tę pozycję za audycję świąteczną.

Na szczęście o świętach przypominały programy przygotowane przez redakcję katolicką telewizji publicznej: homilię prymasa Józefa Glempa, pasterkę z Watykanu, film o życiu Marii – matki Jezusa, czy też Anioł Pański 25 grudnia z Placu Świętego Piotra w Rzymie. Polskie Boże Narodzenie widziane w okienku telewizyjnym to już niestety tylko komercja, przed którą nie uchroniła się nawet telewizja misyjna – publiczna. I tylko „Opowieści wigilijnej” Dickensa żal, i kolędników, i świątecznej sanny…

Jerzy Piątek polska.pl