„Nie komentuję świata, koncentruję się nad interpretacją własnej wyobraźni” – powiedział AP znakomity fotograf, Ryszard Horowitz. W piątek, w Muzeum Teatralnym (w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej) w Warszawie, odbędzie się otwarcie wystawy tego artysty.„W moich pracach nie znajdziecie śladu odniesień do bieżących wydarzeń politycznych czy społecznych. Mam w głowie mnóstwo fantazji” – podkreślił. Obok powszechnie już znanych kolaży, takich jak portret Piotra Skrzyneckiego czy reklamy wódki Stoliczna, zostaną zaprezentowane najnowsze fotografie z ostatnich kilku lat. Prace te znajdą się także w wychodzącym właśnie w Polsce albumie.
Horowitz został uznany za pioniera efektów specjalnych, poprzedzających erę fotografii cyfrowej. Swoje niepowtarzalne kompozycje tworzy wykorzystując całą paletę możliwości, jakie daje fotografia cyfrowa i najnowsze oprogramowanie.
Jego podstawowym medium pozostała jednak fotografia tradycyjna. „Sposób, w jaki z niej korzystam, jest na tyle inny, że często zarzucano mi, że odchodzę zbyt daleko od źródeł. Ale im lepiej poznaję jej historię, tym silniejsze mam przekonanie, że wcale nie jestem oryginalny, że już kilkadziesiąt lat temu robiono dokładnie to samo” – powiada.
„Robię sporo zleceń, ale nie biorę wszystkiego. Założyłem sobie, że się odizoluję od tuzinkowej roboty, np. robienia katalogów, mimo że na tym zarabia się krocie. Za bardzo przypomina to pracę w fabryce” – uważa.
Marzą mu się trudne wyzwania. Taki jest niewątpliwie najnowszy projekt: sfotografowanie serii brylantów dla Tiffanny’ego. „To pasjonujące, że mogę dotykać kamieni najwyższej klasy, wartych milionów dolarów. Miłe tete a tete zakłóca jedynie dwójka strażników” – żałuje.
Aby osiągnąć zamierzony efekt, Horowitz fotografuje brylanty w specjalnym akwarium. Zaprojektował też urządzenie z przystawką pneumatyczną, które wrzuca brylanty do wody pod dużym ciśnieniem, tworząc bańki powietrza. Każde ujęcie jest unikatowe. Kamera wyłapuje ruch, którego nie jest w stanie wychwycić ludzkie oko.
Sfotografowane obiekty będą potem poddane obróbce komputerowej. Horowitz twierdzi, że pojawienie się nowoczesnych programów graficznych było przełomem w jego pracy. „Wcześniej musiałem sam wymyślać skomplikowane, technicznie urządzenia. Niektóre nawet chciałem opatentować. Kiedy rozwinęły się komputery, okazało się, że wszystko można zrobić o wiele prościej i lepiej”.
Jak sam mówi, próba kategoryzacji jego prac jest zadaniem trudnym i chyba bezcelowym. „Ludzie reklamy mówią, że jestem zbyt artystyczny. Artyści – że zbyt komercyjny. W Europie uważają, że mój styl jest bardzo amerykański. W Ameryce – że europejski. Tak naprawdę, nie da się przylepić mi etykietki. I całe szczęście. Duszą jestem ponad wszystkimi podziałami” – podkreśla.
Horowitz mieszka w Nowym Jorku od 1959 r. Ma tam własne studio fotograficzne. Zajmuje się przede wszystkim fotografią reklamową. Na liście znajdują się tak renomowane marki, jak Chanel, Jaguar, Cartier, Panasonic, Revlon.