Parę kilogramów ryb wystarczyło, by chłopi z Suwalszczyzny znów poczuli się podwładnymi cara. Słońce świeci, z jezior zszedł już ostatni lód, a na przybrzeżne tarliska ruszyły ryby. To najlepszy okres dla kłusowników „zębatego”, jak nazywają szczupaka. – Wszystkie ekipy są dziś pod parą – mówi Jerzy Korszuń, komendant wojewódzki podlaskiej straży rybackiej w Suwałkach.
– Jak chłop zobaczy, że na płyciźnie trze się ryba, nie wytrzyma, musi ją up…ć.
Komendant denerwuje się na sprytnych tubylców, którzy nie dość, że żadnej rybie nie przepuszczą, to jeszcze znaleźli haczyk, by komendantowi i jego ludziom związać ręce.
Ów haczyk tkwi w historii, a dokładniej w ukazach cara Aleksandra II. Na ich mocy przodkowie Suwalszczan, którzy nie poparli powstania styczniowego, uzyskali prawo połowu ryb w okolicznych jeziorach. Ludzie wygrzebują dziś dokumenty w państwowych i domowych archiwach i ślą je do sądów w Augustowie i Suwałkach. A te uznają prawo zaborcy za obowiązujące.
Karol Olecki Newsweek