Ryszard „Tymon” Tymański od niemal 20 lat jest najjaśniejszą gwiazdą muzycznej sceny alternatywnej. Teraz przygotowuje zmasowany atak na nasze gusta. W życiu trzeba mieć pasję. Ja mam i Rysiu też. Bez pasji by nas nie było – tłumaczy Stanisław Tymański, emerytowany profesor Politechniki Gdańskiej, ojciec „Tymona” Tymańskiego.Nie sposób mu nie wierzyć, przyglądając się muzycznym poczynaniom jego syna. Kto zna karierę artystyczną tego 36-letniego, umięśnionego i przystojnego mężczyzny, ten wie, że duch raczej z niego niespokojny.
Jego życiorysem można by z łatwością obdzielić paru artystów. Oprócz prowadzenia swych dwóch sztandarowych formacji Miłość i Kury, Tymański wydawał płyty jako lider lub członek grup: Tymon i Trupy, Czan, NRD, The Users, Masło. Jak by mu tego było mało, grywa w filmach i pisze do nich muzykę. Przez ostatnie dwa lata „Tymon” Tymański nagrywał płytę do filmu Wojciecha Smarzowskiego „Wesele”. Gra w nim też rolę weselnego muzyka. Premiera krążka i filmu planowana jest na 8 października, prapremiera odbędzie się 15 września na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. „Wesele” było realizowane w małej wiosce pod Suwałkami, „Tymon” wraz ze swoją kapelą przebywał na planie przez dwa tygodnie.
– Obserwowałem aktorów. Ciężka robota, cięższa od mojej – mówi Tymański. Ale i on do leniuchów nie należy. Ciągle w rozjazdach, na koncertach. Dzień przed naszym spotkaniem grał w Tczewie na imprezie poświęconej pamięci Grzegorza Ciechowskiego, lidera Republiki. Występował wraz z Maćkiem Maleńczukiem i zespołem Von Zeit. – Przy okazji obgadywaliśmy też płytę, którą zaczynamy nagrywać – opowiada.
Magdalena Łukaszewicz Newsweek