(Nie)kulturalne rozgrywki

Dwie sandomierskie instytucje kulturalne czują się krzywdzone przez burmistrza – Jerzy Borowski zapewnia, że nie ma żadnego konfliktu. Jednak Marek Harańczyk, z którym wiąże się działalność obu placówek, twierdzi co innego.Zdaniem Marka Harańczyka, to brak poparcia z jego strony dla działań burmistrza stał się powodem konfliktu.Między burmistrzem Sandomierza Jerzym Borowskim a Fundacją Kultury Ziemi Sandomierskiej i Centrum Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży iskrzy, i to tak mocno, że pojawiają się opinie, iż burmistrz dąży do likwidacji obu placówek. – Nie ma żadnego konfliktu – mówi burmistrz Jerzy Borowski. W zapewnienia trudno jednak uwierzyć, obserwując wydarzenia z ostatnich miesięcy.

Centrum Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży oraz Fundacja Kultury Ziemi Sandomierskiej to instytucje o 20- i 15-letnim dorobku, bardzo cenione w środowisku. Obie placówki łączy osoba Marka Harańczyka. On sam nie ma wątpliwości, że w niezamierzony sposób stał się przyczyną kłopotów.

Uprawnienia i… mała czcionka
Na stronie internetowej Centrum można przeczytać list Marka Harańczyka, adresowany do rodziców podopiecznych. Informuje on o trudnej sytuacji placówki i krzywdzących – jego zdaniem – decyzjach władz miasta. Na stronie listów jest więcej. Korespondencja między burmistrzem a Markiem Harańczykiem, kierownikiem placówki dokumentuje poszczególne etapy konfliktu. Choć sama sprawa jest poważna, podczas lektury niektórych pism nie sposób zachować powagi.

Tak jest z interwencją burmistrza w sprawie plakatu zapowiadającego „Gwiazdkowy prezent” – charytatywny koncert organizowany przez Centrum Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży. Burmistrz miał pretensje do organizatorów o to, że pomoc miasta została zbyt słabo wyeksponowana, czcionka informująca o wsparciu była, jego zdaniem, zbyt mała – „najmniejsza z możliwych”.

Zaiskrzyło na początku roku, w czasie rozstrzygania konkursów. Zgodnie z ustawą o pożytku publicznym i wolontariacie, to konkursy decydują o powierzeniu danej instytucji organizacji imprez i tym samym o przyznaniu dotacji. Komisja konkursowa zarzuciła Centrum Edukacji, że złożona oferta jest niekompletna, trzeba ją uzupełnić między innymi o „wiarygodne i udokumentowane” potwierdzenie kwalifikacji instruktorów. Marek Harańczyk dołączył wymagane informacje, sprawa kwalifikacji do dziś jednak pozostaje głównym „argumentem” burmistrza.

„Najlepszymi realizatorami zadań w dziedzinie kultury są pasjonaci z praktyką i doświadczeniem, którego nie można zdobyć na żadnej uczelni. Mieliśmy nadzieję, że 20-letnie praca na rzecz naszego środowiska to wystarczające kwalifikacje” – odpowiedział Marek Harańczyk.
Marek Harańczyk przypomina, że w kierowanej przez niego instytucji realizowane są nowatorskie rozwiązania, opisywane jako modelowe w pracach dyplomowych, a on sam wielokrotnie był nagradzany przez ministrów i wojewodów. Sukcesy podopiecznych Centrum trzeba by długo wyliczać. – Liczba dzieci korzystających z zajęć jest najlepszym potwierdzeniem jakości naszej pracy – dodaje kierownik Centrum Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży.

Dotacje bardzo nieproporcjonalne
Duża dysproporcja między dotacją dla Centrum Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży oraz Centrum Kultury i Rekreacji, podlegającego Miejskiemu Ośrodkowi Sportu i Rekreacji stała się kolejnym punktem zapalnym. – Burmistrz dopuścił do skonfliktowania środowiska poprzez rażące dysproporcje w podziale funduszy miejskich na realizację podobnych celów. Czy dzieci mieszkające w lewej części miasta są w jakikolwiek sposób gorsze od dzieci z prawej jego części? Jeśli nie, to dlaczego muszą partycypować w kosztach utrzymywania działalności kulturalnej, w przeciwieństwie do swych rówieśników, bawiących się w to samo, ale po drugiej stronie rzeki? – pyta animator kultury.
Kolejnym problemem jest, jak wskazuje Marek Harańczyk, umowa na prowadzenie działalności, podpisana tylko na jeden rok. – To destabilizuje pracę placówki – twierdzi.

Kto daje…
„Perkoz” – taki tytuł nosi kolejna odsłona konfliktu. „Perkoz” to nazwa łodzi zakupionej przez miasto i przekazanej Centrum Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży. Brak ubezpieczenia (do czego, zdaniem burmistrza, CEKDiM był zobowiązany) stał się pretekstem wypowiedzenia umowy i wezwania do niezwłocznego oddania łodzi.
Jerzy Borowski chce przekazać „Perkoza” do Centrum Zarządzania Kryzysowego i Obrony Cywilnej, które z kolei ma użyczyć go Grupie Patrolowo – Interwencyjnej Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Marek Harańczyk, powołując się na opinie prawników, tłumaczy, że umowa użyczenia nie obligowała go do ubezpieczenia łodzi. – Wypowiedzenie umowy jest sprzeczne z prawem – mówi.

Na sesję z Chuckiem Norrisem
Stosunki między burmistrzem a Fundacją Kultury Ziemi Sandomierskiej również są napięte. Potwierdza to Robert Głuszak, dyrektor instytucji.
Relacje zaogniła sprawa dotacji. Burmistrz, powołując się na wyniki kontroli przeprowadzonej przez audytora Urzędu Miejskiego, zarzucił Fundacji, że złamała przepisy, wydając 2 tysiące złotych niezgodnie z kosztorysem ofertowym, tj. na ubezpieczenie sprzętu nagłaśniającego i samochodu. Burmistrz Borowski zażądał zwrotu tej kwoty, zagroził również wstrzymaniem raty dotacji.

Sprawa mogła mieć bardzo poważne konsekwencje. Zgodnie z ustawą o finansach publicznych, postawienie zarzutu nieprawidłowego wykorzystania dotacji, mogło na trzy lata pozbawić Fundację prawa ubiegania się o pieniądze z kasy miasta. Zagrożone były nie tylko najbliższe imprezy: „Szantomierz”, „Przestrzeń dla sztuki”, „Muzyka w Sandomierzu” czy „Dziejba”, ale również byt fundacji. Robert Głuszak mówił o groźbie likwidacji instytucji i zwolnienia pracowników.

Fundacja odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Niedługo potem niezadowoleni z posunięć burmistrza przyjaciele Fundacji przynieśli na sesję Rady Miasta… kukłę Chucka Norrisa. – W sali, w której obradują radni jest godło, krzyż, portret Papieża. Skoro to nie wystarczy, żeby stanowić dobre prawo, może potrzeba innego stróża prawa – mówił jeden z sympatyków Fundacji.

W ostatnich dniach Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło decyzję burmistrza nakazującą zwrot części dotacji do budżetu miasta.

Bez słupów i „Truskawkowej”
Niedawno Fundacja straciła dodatkowe źródło dochodów. Pod koniec czerwca burmistrz Jerzy Borowski poinformował instytucję o zmianie, po pięciu latach, zarządcy słupów i tablic ogłoszeniowych na terenie miasta. Od 10 lipca za plakatowanie odpowiada Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji.

Zyski z plakatowania były stosunkowo niewielkie, stanowiły jednak rezerwę na wypadek nieprzewidzianych wydatków. – To decyzja bezzasadna. Być może burmistrz chce przed wyborami zyskać zależne od siebie forum – mówi Marek Harańczyk, który jest członkiem Rady Fundacji. Nie sposób nie zwrócić uwagi również na to, że po raz pierwszy od lat Fundacja nie była organizatorem sztandarowej sandomierskiej imprezy – Truskawkowej Niedzieli. I w tym zastąpił ją MOSiR i Urząd Miejski.

Poszło o poparcie?
– Oświadczyłem burmistrzowi, że nie poprę budżetu w takim kształcie, budżetu, który tworzy dysproporcję między instytucjami kultury. Nie zgodziłem się również na przystąpienie do komitetu wyborczego Jerzego Borowskiego – mówi Marek Harańczyk.

Nasz rozmówca nie ma wątpliwości, że to stało się przyczyną kłopotów obu instytucji.
– Możemy pochwalić się dorobkiem, którego zazdroszczą Sandomierzowi inne miasta. Fundacja Kultury i Centrum Edukacji potrafią wiele zrobić za nieduże pieniądze – mówi Harańczyk. – Jeśli jednak nic się nie zmieni, będziemy musieli zrezygnować z dotychczasowej formy działalności i pójść w stronę
komercjalizacji. W Fundacji być może pozostanie tylko kawiarnia…

Burmistrz odpowiada
– To nie jest konflikt – mówi burmistrz Borowski. – Takie twierdzenia są wyssane z palca.
Borowski odwołuje się najpierw do sprawy dotacji dla Fundacji Kultury. – Fundacja wydaje samorządowe pieniądze. Muszę zatem wiedzieć, na co. Podpisanych umów należy przestrzegać, a jeśli jest problem, można podpisać aneks – stwierdza burmistrz. Przyczyną zmiany administratora słupów było, zdaniem burmistrza, to, że fundacja nie pokazała audytorowi miejskiemu informacji na temat dochodów z plakatowania.

Co na to Fundacja?
Według Roberta Głuszaka, sprawa wygląda zupełnie inaczej: audytor przeszedł nie po to, aby zapoznać się z rozliczeniem finansowym. Ponadto, informacje o dochodach są dostępne – znajdują się w rocznym sprawozdaniu z działalności Fundacji, są również dołączane do wniosków do budżetu.

Burmistrz Borowski zdecydowanie zaprzecza twierdzeniu, jakoby to brak poparcia ze strony Marka Harańczyka zdecydował o posunięciach w stosunku do Fundacji i CEKDiM. Jerzy Borowski wraca do kwestii uprawnień instruktorów pracujących w Centrum Edukacji. – Skoro realizuje się tam zajęcia „szkoły bez dzwonka”, kadra musi mieć takie same kwalifikacje jak nauczyciele – stwierdza Borowski.
Zapytaliśmy, dlaczego burmistrz zainteresował się kwestią uprawnień dopiero teraz, po tylu latach istnienia placówki. – Zmieniły się przepisy – odpowiada burmistrz.

Marek Harańczyk jest oburzony wypowiedziami burmistrza na temat kadry. Nie wyklucza, że pozwie go do sądu. Uważa, że twierdzenia Borowskiego są bezpodstawne. Na dowód tego pokazuje „rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie wymagań kwalifikacyjnych i trybu stwierdzania kwalifikacji uprawniających do zajmowania określonych stanowisk w niektórych instytucjach kultury, dla których organizatorem jest administracja rządowa lub jednostki samorządu terytorialnego”. Przepisy nie pozostawiają wątpliwości.

Na sesji Rady Miasta Marek Harańczyk złożył na ręce przewodniczącego wniosek, aby sprawę łodzi i słupów i kilku innych decyzji burmistrza zbadała Komisja Rewizyjna.

Małgorzata PŁAZA Echo Dnia