To zbieg okoliczności, że targi Art Poznań 2004 odbywają się akurat zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Wnosimy do niej zacofane rolnictwo i bezrobocie, ale również sztukę, która właśnie zaczyna fascynować świat. Na polskich artystów pada deszcz nagród, pieniędzy, stypendiów i zaproszeń do udziału w najważniejszych wydarzeniach.Czas, by takie samo uznanie spotkało ich w kraju. Coś się dzieje. 25 kwietnia niemiecki dziennik „Die Welt” napisał: „Jego pracownią jest garaż. Ale obrazy, które tam maluje, kosztują tyle co samochód średniej klasy. Za jego płótna w galeriach Kolonii, Mediolanu i Nowego Jorku trzeba płacić po 20 tysięcy euro”. To o pewnym malarzu z Polski, który ma 32 lata i współpracuje z „Przekrojem”. Jego nazwisko nie jest najważniejsze. Ważne jest coś innego. Ważne, że gdzieś na świecie ludzie wolą kupić kawałek dobrego malarstwa zamiast samochodu średniej klasy. Samochodów średniej klasy ci ludzie nie kupują w ogóle. Jeżdżą lepszymi. Pieniądze wydają na pachnące farbą obrazy, które jako przedmioty warte są tyle co koszty materiałów. Taka jest brutalna prawda o wartości dzieł sztuki – same z siebie są kompletnie bezwartościowe. Dopiero skomplikowany system kultury i ekonomii nadaje im wartość. Ten system musimy zbudować także w Polsce.
W tej chwili ludzie płacą za młodego malarza, który maluje w garażu stojącym nie w Nowym Jorku, nie w Mediolanie, nie w Kolonii. Garaż stoi w mieście na południu Polski, czyli nigdzie. Do niedawna nigdzie!
Nagle garaż, miasto, cała Polska przestały być „nigdzie”. Gazety o tym nie piszą. Telewizja nie pokazuje. Tymczasem coś się dzieje. – Od dwóch lat trwa polowanie na polskich artystów – mówi Maria Anna Potocka, dyrektor galerii sztuki współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie. – Bez przerwy ktoś przyjeżdża. Ostatnio miałem wizytę całego autokaru szwajcarskich kuratorów sztuki. Szukają ciekawych artystów – wtóruje Potockiej Andrzej Starmach, właściciel krakowskiej Starmach Gallery, najważniejszej polskiej galerii komercyjnej.
Młody malarz z garażu jest świetnym artystą. Krzywdząca może więc wydać się sugestia, że ceny jego obrazów rosną z jakichś innych, pozaartystycznych powodów. Ale tak jest. – To zainteresowanie nie wynika z sentymentu do Polski. Po prostu sytuacja stała się zobowiązująca. Na Zachodzie wypada coś o nas wiedzieć. To pewna konieczność dziejowa. Okazało się, że najciekawszych mamy artystów – mówi Potocka. Polska sztuka to w tej chwili najlepsze papiery wartościowe na rynku sztuki. Polacy nauczyli się, jak działa giełda. Rynku sztuki najnowszej dopiero się uczymy. Ciężko idzie, bo to skomplikowana gra. Oprócz sztuki i pieniędzy w tej grze uczestniczą symbole, wartości, międzynarodowa pozycja i władza.
Jeśli sztuka jest źrenicą nowoczesności, to rynek sztuki jest grą w oko. Polska może ugrać w tej grze sporo. Organizowane właśnie teraz, w najgorętszym momencie, targi sztuki współczesnej Art Poznań to krok ku ucywilizowaniu tego wycinka naszej kultury. Anda Rottenberg mówi stanowczo: – Polska ma tyle samo mieszkańców co pozostałe nowe państwa Unii Europejskiej łącznie. A dobrych artystów mamy dużo więcej. Potencjał jest olbrzymi, tradycje też znakomite. Za czasów jej dyrektorowania w najważniejszej instytucji artystycznej, w Zachęcie, wybuchł konflikt. Ktoś machał szabelką, ktoś inny ośmielił się publicznie pluć rasistowskim jadem. Okazało się, że u progu nowego tysiąclecia wygrało w Polsce sarmackie warcholstwo i antysemityzm. To nie wandale zostali ukarani, tylko Anda Rottenberg.
Przepaść, która podzieliła wówczas społeczeństwo, okazała się głęboka. Skala zaniedbań edukacyjnych – ogromna. „Paradoksalnie, w tym właśnie kraju istnieje scena sztuki – zróżnicowana, silna, intermedialna” – pisze Piotr Kurka, dyrektor artystyczny targów Art Poznań w przedmowie do katalogu. W ciągu trzech lat, jakie dzielą tamte skandale od zaczynających się właśnie targów Art Poznań 2004, w polskiej sztuce zmieniło się bardzo wiele. Z hukiem weszło na scenę najmłodsze pokolenie, okrzepły dwie warszawskie instytucje: galeria Raster i Fundacja Galerii Foksal, które wywarły ogromny wpływ na polskie życie artystyczne. Raster wykreował rynek na młodą sztukę dostępną dla młodych, dobrze wykształconych i nieźle sobie radzących w życiu mieszkańców wielkich miast – przede wszystkim Warszawy. Kreując ów rynek, szefowie Rastra Michał Kaczyński i Łukasz Gorczyca przy okazji wykreowali też nową sztukę, nadając jej ironiczny i prywatny charakter. Artyści, których Raster firmuje, są zdystansowani od spraw wielkich i pogodzeni z życiem. Sztuka z Rastra tchnie pogodnym pesymizmem naszych czasów – przedtem w Polsce nie było czegoś takiego.
Fundacja Galerii Foksal – powołana, by zabezpieczyć przyszłość legendarnej instytucji – samodzielnie wypłynęła na światowy rynek sztuki. Trójka młodych kuratorów: Joanna Mytkowska, Andrzej Przywara i Adam Szymczyk, okazała się zespołem profesjonalistów. Z ofertą składającą się z najlepszych polskich artystów młodego i średniego pokolenia dotarli do zachodnich odbiorców dokładnie w momencie, kiedy ci zaczęli zwracać swoją uwagę ku naszej części Europy. Efektem działalności Fundacji są niemal gwiazdorskie kariery Pawła Althamera i Wilhelma Sasnala. No i stanowisko dyrektora Kunsthalle w Bazylei dla Adama Szymczyka wywalczone w wielostopniowym konkursie. Żaden Polak nie pełnił dotąd tak eksponowanej funkcji. Ten sukces będzie miał swoje konsekwencje dla polskiej sztuki, bo Bazylea to miasto muzeów, kolekcjonerów i najważniejszych targów sztuki na świecie.
W organizacji pierwszej edycji targów sztuki oprócz Fundacji Poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych uczestniczą dwie fundacje prywatne – Kulczyk Foundation i Vox Artis. Grażyna Kulczyk udostępnia artystom i galeriom przestrzeń swojego Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu w Starym Browarze. Piotr Voelkel z Vox Artis sponsoruje obsługę techniczną i organizacyjną. Wydatki na cele artystyczne pokrywa Fundacja ASP z pieniędzy budżetowych i samorządowych. Zyski ze sprzedaży mają trafić do artystów i do Fundacji ASP na pokrycie kosztów.
Kilka lat temu taka impreza byłaby nie do pomyślenia. To początek profesjonalizacji, choć w Poznaniu ekspozycja prac artystów zaproszonych bezpośrednio przez organizatorów będzie niejako konkurować z ofertą galerii komercyjnych. Na świecie to się nie zdarza, tam każdy artysta związany jest umową z własną galerią i tylko ona ma prawo handlować jego pracami.
– Na świecie to rynek sztuki jest siłą napędową targów. W Polsce jest odwrotnie. Targi mają pobudzić rynek – mówi Piotr Kurka. Podkreśla, że Fundacja Poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych stara się, by targi wywarły istotny wpływ edukacyjny. Temu ma służyć program targowej wystawy dobranej tak, by zaciekawić także osoby, które z nowoczesną sztuką nie mają kontaktu. Pomóc ma w tym też miejsce, tłumnie odwiedzany przez poznaniaków Stary Browar.
– Ważne, że to nie muzeum, do którego przychodzą tylko ludzie związani ze sztuką – mówi Kurka. Ale by targi sztuki odniosły sukces, musi na nich dojść do transakcji. – Na pewno będą zakupy. Z roku na rok udział sztuki współczesnej w obrotach galerii rośnie. To na nią przeorientowuje się cały rynek – mówi Jan Michalski z krakowskiej galerii Zderzak.
Oby Michalski miał rację. Przy takim wielkim popycie na polską sztukę na Zachodzie może się niebawem okazać, że nasi potomkowie nie będą mieli czego oglądać w polskich muzeach. Najwyższa pora, by na polskim rynku sztuki pojawiły się poważne fundacje, które zaczną tworzyć zbiory naszej najbardziej wartościowej sztuki. Tej, na którą po całej Polsce polują kuratorzy zagranicznych kolekcji.
Bez poważnych zbiorów, bez muzeum sztuki współczesnej trudno będzie zbudować autentycznie silną pozycję polskich artystów. Wartość ich sztuki, choćby nie wiadomo jak byli zdolni, jest wypadkową wielu czynników. Najważniejsze są zakupy do muzeów. One ustalają wartość. Jeśli nie zaczniemy kupować dzieł sztuki, akcje polskich artystów polecą w dół. A to oznacza, że poza sfrustrowanymi chłopami i bezrobotnymi będziemy jeszcze mieli sfrustrowanych artystów. Tego nikt nie wytrzyma.
MARCEL ANDINO VELEZ