Dla mnie istnieją 2 rodzaje niejedzenia mięsa: dla lansu i z wewnętrznej potrzeby serduszka czy żołądka.Można być wegetarianinem, bo wzrusza nas cierpienie zwierzątek, „rzeź niewiniątek” itp. itd. Można też opowiadać „na salonach”, jakim to się jest wrażliwym typem z klasą, który muchy nie skrzywdzi, a już na pewno zwierzaczka nie zje, pójdzie na manifestację, żeby się pokazać i popozować do zdjęć
Wegetarianizm od jakiegoś czasu jest modny, co ciekawe – zaobserwowałam to za granicą, gdzie zmanierowana młodzież szumnie zaczyna być „wege” (taki żargon jarski ;)), za to już bardziej po cichu zaczyna z powrotem jeść mięsko po kilku tygodniach. Nie inaczej jest w Polsce – znam wege ludzi, którzy ze łzami w oczach patrzą na kiełbaskę na grillu czy kawałek schabowego. Znam też takich, którzy bardzo chętnie opowiadają o byciu wegetarianinem, ale np. parówkę to chętnie zjedzą. I po co to wszystko? Masz ochotę na kawał martwego zwierza? A zjedz – na zdrowie. Smacznego.
Wegetarianizm to nie tylko niejedzenie mięsa (w tym ryb oczywiście też nie). To także dbanie o środowisko, interesowanie się żywnością, takie eko-życie. Ale, ale.. niech wam nie staje przed oczami nawiedzony działacz zawsze gotowy przykuć się do drzewa, który chodzi boso i żywi się światłem. Jedna z internautek na forum o wegetarianizmie mówi, że – Dla mnie wegetarianizm wiąże się z ideologią. Nie kupuję skórzanych rzeczy, myję się „niezwierzęcym mydłem”, staram się unikać produktów testowanych na zwierzętach. Zrezygnowałam z jedzenia mięsa ze względu na zwierzęta. Później czytając o wege zrozumiałam, że wyjdzie mi to również na zdrowie. Bycie wege to styl życia. Potwierdza to ankieta jednego z największych serwisów o wegetarianizmie (www.wegetarianie.pl) – 92% osób na pytanie „Czym jest dla Ciebie wegetarianizm/weganizm?”, odpowiedziało, że stylem życia właśnie. To wege święta, wege imprezy, ubieranie się w naturalne materiały, korzystanie z second handów, a nawet – jak twierdzi internautka z forum nienoszenie „tipsów”. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, ma to jakieś przełożenie w rzeczywistości, choć wyjątki potwierdzają regułę. Zresztą całkiem niedawno wyżej wymieniony portal zorganizował wybory najseksowniejszego wegetarianina i wegetarianki! I przyznam, że jest w czym wybierać
Różnorakie badania i doniesienia ze świata nauki dowodzą, że mięso nie jest wcale takie niezbędne. Zresztą niemal ciągle słyszy się o „mięsnych aferach” – a to zwierzaki były chore, a to warunki produkcji niedopuszczalne, a to warunki przechowywania skandaliczne. Czy mięsożerców to nie przeraża? Paweł ma na ten temat swoje zdanie – Nie boję się skutków ubocznych mięsnych uciech. Mięso jadłem, jem i będę jadł w dużych ilościach. Wiem że zjadam zwierzątka, więc gdyby to mięsko miało oczka to prawdopodobnie bym nie zjadł. Na szczęście nie muszę zabijać tych zwierzaczków, więc mam częściowo czyste sumienie. Próbowałem kiedyś jeść zieleninę i ryby, ale po tygodniu nie wytrzymałem – mięsko zdecydowanie dodaje mi energii. Pozdrawiam wszystkich mięsożerców!
Ja też pozdrawiam i aktywnych działaczy z marchewką w oczach, i lansiarskich typów, co to miesiącem bez mięska będą się szczycić kolejnych kilka lat, i cichych „niejadaczy” zwierzaczków. W końcu chodzi o zdrowie. Pozostaje jednak pytanie: dlaczego w Kielcach nie ma wege barów, green-barów, a pytając chociażby o kebaba wegetariańskiego wciąż spotykam się z głupkowatym spojrzeniem? Czemu idąc coś zjeść na mieście muszę kombinować, zamawiając pizzę muszę się nagimnastykować przestawiając składniki, a obsługa knajp najczęściej po zapytaniu o coś wegetariańskiego proponuje mi coś z kurczakiem? Ehhh ciężkie jest życie warzywkożercy w Kielcach
Machając pęczkiem warzyw na pożegnanie,
Jarska Sonja
(bo rybki to sobie czasem zjem, i owszem)
Droga Sonju,
Wierzę, że są tacy wegetarianie, którzy z prawdziwym przekonaniem nie tkną niczego, co kiedyś było żywym zwierzątkiem. Ich zbójeckie prawo. Zdaję sobie sprawę, że wkładają wiele wysiłków i pieniędzy w to, aby zdrowo się odżywiać i mieć higieniczno-ekologiczny tryb życia. Ale czy na pewno przez to są zdrowsi? Na polecanej przez Ciebie stronie są informacje o komórkach rakowych, karmionych sztuczną karmą zwierzętach i chorobach, na jakie zapadają prawie wszyscy wielbiciele mięsa. A środki chemiczne, nawozy sztuczne, i wiele wiele innych technologicznych nowinek umożliwiajacych lepszą produkcję warzyw?
Człowiekiem naiwnym jest ten, kto uważa, że w tej dziedzinie postęp cywilizacyjny nie poczynił wielu szkód. Wystarczy spojrzeć na równiutkie marcheweczki, czerwone bezsmakowe pomidorki czy sałaty, jakie leżą w naszych sklepach. Okropieństwo, pełne chemii i innych wynalazków. Zanieczyszczenie środowiska także ma znaczenie. Kto wie, czy te jabłuszka, czy ogóreczki nie rosły przy ruchliwej drodze (popatrz na Grójec i sady położone przy E-7). Wegetarianizm daje jego wyznawcom przede wszystkim poczucie swojej wyjątkowości, poczucie „zadbania o siebie”, o swoje zdrowie i wygląd, a przecież to jedna z najmodniejszych we współczesnym świecie rzeczy. W dzisiejszym zunifikowanym przez masową produkcję świecie, inność jest najbardziej atrakcyjna. Nie jem mięsa, jestem inny – dodam, że lepszy od całej masy hamburgerojadów. Gdyby sytuacja wyglądała odwrotnie: wszyscy jedli owoce i warzywa, wielu wege przerzuciłoby się na mięso. Właśnie po to, aby nadal być innym.
Wegetarianizm daje zainteresowanie: trzeba wytłumaczyć cioci na imieninach, dlaczego nie zjem mielonego, trzeba przekonać kelnerów, aby podali zieloną kartę dań. Im więcej sytuacji publicznych, w których spowiadasz się ze swojego niejedzenia mięsa, tym więcej twoje bycie jaroszem jest jak superciuch z niezłej firmy. Wszyscy o nim wiedzą i każdy wegetarianin liczy, że przez to podziwają. W rzeczywistości jest kulą u nogi: ciocia nie wie, co ci przygotować na obiad, sama spędzasz godziny na klejeniu kotletów z soi i innych ekologicznych „ziarenek”, w knajpie też nie znajdziesz nic smacznego, ostatecznie frytki na oleju. Czy życie jest po to aby jeść, czy je się po to, aby żyć? Jedenie dla wegetarianina jest chyba najważniejszą rzeczą w życiu. Na dodatek przez swój zdrowy tryb życia, czują się lepsi i uprawnieni do obrzydzania innym jedzenia. Teksty, od jakich roi się na forach wegetarianów: „robi mi się niedobrze, jak widzę (tu wstaw dowolną wędlinę lub kotleta)”… są chamskie i nie na miejscu. Sam nie żryj, ale innym nie obrzydzaj!
Nie przekonują mnie także informacje, ze jedzenie warzyw nie powoduje cierpienia w naturze. A jeśli marchewki i pomidorki też czują, tylko jeszcze o tym nie wiemy? Skoro niektóre roślinki lepiej rosną przy muzyce, to jest duża szansa, że takie wyrywanie pietruszki z ziemi musi być dla niej wielkim szokiem… Może – wyprzedzając naukę – wegetarianie nie powinni jeść rośliny wyrywanych za czuprynki, albo odcinanych od krzaka? Tylko wtedy, pozostałoby im życie samym powietrzem…
Co do zielonych barów – masz stuprocentową rację. z przyjemnością zjadłabym pierogi z soczewicą czy inną wymyślną sałatkę. Ale tylko wtedy, gdy będę miała na nie ochotę, a nie dlatego, że nie jem mięsa.
Mięsożerna
Agape