Tegoroczny festiwal przyciągnął kilka tysięcy uczestników i gości z Rosji, Czech i Wielkiej Brytanii. W centrum uwagi był nowy polski komiks. Do konkursu zgłoszono prawie 80 prac, w tym z zagranicy np. z Włoch, Czech a nawet Brazylii. Za najlepszą jury uznało komiks Moja ziemia obiecana Rafała Urbańskiego i Jerzego Ozgi opowiadający o wykładowcy akademickim, któremu uczelnia każe nie wymagać zbyt wiele od studentów, bo przecież „płacą, i to jest najważniejsze”.Zdesperowany profesor trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie okazuje się, że inni pacjenci to także uczeni, którzy uciekli tam przed „tępotą polityków, wyścigiem szczurów, zakłamaniem, obłudą i chamstwem”. Przyprawione humorem, wypełnione miękkimi szarościami kadry „Mojej ziemi obiecanej” świetnie oddają polską rzeczywistość.
Ale organizatorzy festiwalu są przekonani, że w komiksie tkwią jeszcze większe możliwości. Dlatego prezentowano jego walory edukacyjne i urządzono sympozjum naukowe.
Scenarzystów było niewielu
Z udziałem twórców brytyjskiego komiksu „Slaine” Pata Millsa i Clinta Lngleya odbyły się warsztaty dla scenarzystów, bo tych – zdaniem organizatorów ciągle brakuje. – Pisaniem scenariuszy zajmuje się ledwo 10 proc. komiksiarzy – mówi Piotr Kabulak, jeden z założycieli festiwalu. – Może jakieś 2 proc. robi to dobrze.
Krzysztof Gawronkiewicz narysował kiedyś historię z pustymi dymkami, dopiero potem szukał kogoś, kto je wypełni. Dziś „Gawron” jestem jednym z najlepszych rysowników w kraju, niedawno razem z Grzegorzem Januszem wygrał prestiżowy konkurs we Francji, pokonując 600 konkurentów z całego świata. Ale jego młodszych kolegów ciągle nęka problem: rysować, ale co?
Pomysły podtyka Tomasz Kołodziejczak, szef wydawnictwa Egmont Polska, którego nakładem ukazał się „Wrzesień”, antologia komiksów o II wojnie światowej.
Na ten rok Kołodziejczak wymyślił coś jeszcze bardziej na czasie. „Człowiek w probówce. Komiks – etyka – medycyna” – to temat na nową antologię. – Interesuje nas aborcja, eutanazja, genetyka czy klonowanie – deklaruje wydawca. Szczegóły konkursu Egmont poda w ciągu dwóch tygodni.
Underground i szarpanina
– Komiks w Polsce można podzielić na trzy gatunki – uważa Piotr Kabulak, jeden z założycieli festiwalu, dziś szef firmy reklamowej. Pierwszy, który możemy nazwać „O, k mać” (od słów często pojawiających się w dymkach), to komiks undergroundowy wydawany chałupniczymi metodami przez zapaleńców, najczęściej czarno-biały, czasem z dodatkiem czerwieni (leje się w nim dużo krwi). Nie można go jednak lekceważyć, bo z tego nurtu wyrasta choćby świetne pismo „Produkt”.
Drugi – to przedruki z zagranicy drukowane przez kilkanaście wydawnictw z Egmontem na czele. W ostatnich latach coraz więcej jest wśród nich komiksu japońskiego – mangi.
Trzeci – „to szarpanina”, czyli polski komiks głównonurtowy. Dlaczego „szarpanina”? Bo wymaga on od autorów głębokiej determinacji. Na komiksie ciągle trudno zarobić, powstaje więc z własnych środków, nocami, w niedziele, na boku w pracy, którą najczęściej zapewnia reklama (90 proc. rysowników utrzymuje się z tej branży – szacuje Kabulak).
Narysowany komiks to dopiero początek kłopotów. – Szef wydawnictwa Mandragora zastawił swój dom, żeby wydrukować „48 stron” – opowiada Robert Adler, jeden z najpopularniejszych rysowników młodego pokolenia. – I kamień spadł mu z serca, kiedy wyszliśmy na zero.
Polscy twórcy komiksu marzą, że kiedyś rysowanie zamieni się w normalną pracę, jak na Zachodzie – z zaliczką, terminem wykonania i mnóstwem świętego spokoju w czasie tworzenia. Na razie, żeby wydać komiks, muszą się nieźle naszarpać.
Konrad Godlewski.