Zakochani w Rzymie

Nad zeszłorocznym Allenem unosiła się mgiełka nostalgii za przeszłością. Ta wodząca za nos podróż w czasie, afrodyzjak dla wyczytanych i wyoglądanych, nadała filmowi podwójną moc. Tegoroczny zachęca do patrzenia w przyszłość, ale zdaje się chyba oszukiwać samego siebie. Dajże spokój, Woody. Przecież wiesz, że wszystko na tym świecie już było i widzowi można podarować jedynie kilka uśmierzaczy bólu na wypadek czarnej dziury za zakrętemI owszem, neurotyczne biuro podróży wciąż działa, jednak akurat tej opowieści brakuje motywu przewodniego. Nie jest nim niestety Wieczne Miasto – przedstawione nowelki z odbitym śladem kolana mogłyby wydarzyć się wszędzie. Nie przekonuje też otwierająca i zamykająca historię klamerka z kierownikiem ruchu, który niezamierzenie miętosi w rękach to, co przed chwilą obejrzeliśmy. Wszystko zostaje unieważnione jak nagła śmierć na huśtawce. A ja przecież też nie chciałbym być w pobliżu, kiedy to się stanie.

grol