„Zabójczy numer” to przykład kina pomyślanego tak, by usatysfakcjonować wszystkich. Film Paula McGuigana uszczęśliwi widzów spragnionych lekkiej, letniej rozrywki, bo strzelanin, efektownych jazd kamery oraz gwiazd Hollywoodu paradujących w samym ręczniku znajdziemy tu bez liku.„Zabójczy numer” zadowoli także tych, którzy szukają inteligentnej rozrywki. Zaskakująca, dynamiczna intryga kryminalna sąsiaduje tu bowiem z gangsterskim kinem charakterów, puszczającym co i rusz oko to w stronę Tarantino, to w stronę Ritchiego.
Długoletni konflikt dwóch mafijnych bossów mieszkających na ostatnich piętrach dwóch przeciwległych wieżowców ma w sobie zarówno coś z groteski, jak i z Szekspira. A skoro już przy klasycznych dramatach jesteśmy – „Zabójczy numer” zaskakująco płynnie przechodzi w finale w dużo poważniejsze tonacje: czarna komedia staje się opowieścią o kolejach zemsty i nadchodzącej po latach sprawiedliwości.
Tak oto niezobowiązująca, zdawałoby się, sensacja nabiera nagle cech moralitetu i staje się kinem ambitniejszym niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Gwiazdorski film akcji, czarna komedia i współczesna opowieść o zadośćuczynieniu spotykają się tu w jednej produkcji. „Produkcji” bardziej niż „filmie”, bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że „Zabójczy numer” należy traktować raczej jako przykład owocnej współpracy producenta z realizatorami niż efekt indywidualnej koncepcji reżyserskiej. Rozrywka ambitna, lecz uszyta na miarę.
Lucky Number Slevin
reżyseria: Paul McGuigan
obsada: Josh Hartnett, Lucy Liu, Bruce Willis, Morgan Freeman, Ben Kingsley
USA, 2006, 110 min
Best Film, premiera: 18 sierpnia
Tekst: Jacek Kozłowski