Wszystko gra

Woody Allen, który od lat uważany jest za genialnego reżysera i aktora oddał do obejrzenia kolejne swoje „dziecko”, film „Wszystko gra”.Opowiada on o młodym tenisiście (Chrisie), który by się utrzymać daje lekcje gry bogatym ludziom. W takich też okolicznościach poznaje zamożnego chłopaka (Toma), który obdarza go sympatią i zapoznaje ze swoją rodziną. O dziwo od razu wpada w oko – ze wzajemnością – jego siostrze (Chloe). Daje to początek związku, który kończy się ślubem.

Jednakże sprawa się komplikuje w momencie, gdy Chris poznaje narzeczoną Toma-Nole, z którą zaczyna romansować nawet w momencie, gdy ich narzeczeństwo rozpada się. Krzyżem do trumny dla Toma jest fakt, iż Nola zachodzi z nim w ciąże, którą nie chce usunąć. Zwodzi, więc ją przez dłuższy czas, mówiąc, że odejdzie od żony i zostawi świetnie płatną prace u jej ojca. Niestety Tom zdaje sobie sprawę, że nigdzie nie znajdzie takiego wysokie standardu życia jak do tej pory przy Chloe, do którego już zresztą dawno przywykł i postanawia inaczej załatwić sprawę. Kończy się to śmiercią pięknej, Noli i jej sąsiadki. Jak to w życiu bywa, rządzi nim los i los sprzyjał Tomowi, gdyż wyszedł z tego obronną ręką.

No cóż miał być świetny film, z dobrze napisanym scenariuszem a okazała się totalna klapa. Fakt film posiada świetny pomysł na scenariusz, ale z jego realizacją chyba poszło nie tak jak trzeba. Przede wszystkim cały obraz jest przesycony ogromna ilością niepotrzebnych wątków z życia bohaterów, które nie mają nic wspólnego z całością. Są one na tyle męczące, że mój chłopak po ok. 40 minutach zasnął, a ja przez cały ten czas walczyłam by do niego nie dołączyć.

Co do obsady to miałam mieszane uczucia, mimo iż główny bohater był postacią całkowicie owładniętą zdobycia władzy i bogactwa dążący do celu bez względu na wszystko to jego obraz był jakiś nijaki, tak samo jak i Nola (Scarlett Johanssson), którą kojarzę jako dobra aktorkę głównie z genialnej roli w filmie „Miedzy słowami”. Niestety jej kreacja zbytnio się nie wyróżniała.

„Wszystko gra” miał mówić o ogromnej namiętności i ślepemu dążeniu do wysokiej pozycji społecznej, jednak wyszło z tego „lekkie” kino, praktycznie bez żadnego głębszego wątku czy przesłania, ot zwykła opowieść jak to biedny chłopak zaszedł na sam szczyt… Nie dziwi tez fakt, że na sali prócz mnie i mojego chłopaka nie było nikogo.