„Świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia – i starają się robić to jak najlepiej” *- tak twierdzi jeden z najbardziej popularnych i lubianych pisarzy na świecie Paulo Coelho.Nic wiec dziwnego, że gdy pojawiły się pogłoski o ekranizacji ksiązki „Weronka postanowiła umrzeć” wszyscy fani jego twórczości wstrzymali oddech. Ja również, ponieważ przeczytałam wszystkie książki Coelho, a „Weronika” jest jedną z moich ulubionych.
Wyśmiewany przez jednych, a kochany przez drugich Coelho ma dar przekładania duchowych, mistycznych prawd na prosty zrozumiały język. Mogę odważnie stwierdzić, iż pisarz zareklamował erę „New Age” w której ludzie odchodzą od potrzeb materialnych a zaczynają się skupiać na duchowym, świadomym życiu. Dlatego udałam się do kina z pytaniem czy rezyserka Emily Young przełoży „duchowe prawdy” na język filmu? Niestety się zawiodłam..
Weronika (przekonywująca Sarah Gellar ) jest młodą kobietą, dobrze zarabia, ma powodzenie u mężczyzn. Porzuciła swoje marzenia, na rzecz pewniejszego wykształcenia. Jej życie odarte jest z emocji, i smakuje jak mdła zupa. Brakuje przypraw i szczypty szaleństwa. Patrząc na innych ludzi kobieta widzi swoje odbicie, świat wypełniony pustką, gdzie marzenia i pragnienia są schowane głęboko pod maska powagi i nieświadomości życia i siebie. Nie widzi sensu dalej tkwić w tej beznadziei i postanawia popełnić samobójstwo. Ku jej rozpaczy, zostaje odratowana i przewieziona do szpitalu psychiatrycznego, gdzie dowiaduje się, że zostało jej parę tygodni życia, gdyż tabletki spowodowały poważny uraz serca….I jak to zwykle bywa świadomość, iż zostało jej niewiele dni pobudza ją na nowo do życia i odkrywania siebie….
W książce następuje głęboka przemiana Weroniki, stopniowa, delikatna, oczywiście pod wpływem czterech osób :lekarza prowadzącego i trzech pacjentów, którzy również dzięki Weronice poznają siebie i zaczynają walczyć o lepsze jutro. To co w książce jest rozwinięciem opowieści w filmie nie istnieje, tak naprawdę nie poznajemy Weroniki, nie wiemy co ja skłoniło „do przebudzenia”, nie poznajemy również innych bohaterów filmu, nie wiemy czemu znaleźli się w szpitalu i dlaczego z niego wyszli. Ten film zawiera w sobie początek i koniec opowieści, a jako oddzielne dzieło jest niespójne i nie zrozumiale. I niestety nie ma w nim tak ważnej w twórczości Coelho „świadomości i radości życia”.
„Klęski się zdarzają. Nikt ich nie uniknie. Dlatego czasem lepiej przegrać bitwę o swoje marzenia niż zostać pokonanym, nie wiedząc, po co się walczyło”* Ten cytat najlepiej pasuje do ekranizacji książki. Wiadomo, każdy z nas czytając powieść ma swoje wizje, oczyma wyobraźni rysuje postacie, dodaje im swoje cechy, dopełnia swoimi przemyśleniami. Odbiór książki staje się częścią naszej fantazji, dlatego przełożenie jej na film było dla mnie bolesnym upadkiem….
Żaneta Lurzyńska