„Uwikłanie” – to nie jest książkowy przykład

Polskie kino rzadko zaskakuje. Juliusz Machulski tworzy głównie dobre komedie, a obrazów, które reżyseruje Ryszard Zatorski nie powinni oglądać przeciwnicy romansideł. „Uwikłanie” – produkcja Juliusza Machulskiego w reżyserii Jacka Bromskiego do tej układanki nie pasuje.Adaptacja książki Zygmunta Miłoszewskiego jest czymś pomiędzy kryminałem (główni bohaterowie odpowiadają na pytanie „kto zabił”) a filmem sensacyjnym (obserwujemy też postacie negatywne).

Zdjęcia Marcina Koszałki nie do końca pasują do mrocznej sensacyjnej opowieści. To raczej ukłon w stronę hojnych władz Krakowa. Podobać może się muzyka, która nawet przy użyciu parafrazy hejnału z wieży mariackiej potrafi budować napięcie.
Nieźle grającej Mai Ostaszewskiej niemal udaje się zbudować spójną postać prokurator Agaty Szackiej. Marek Bukowski nie dostał takiej szansy. Jego komisarz Smolar w powszechnie krytykowanej ostatniej scenie staje się nierozwiązywalną dla widzów zagadką.

Andrzej Szczodrak