Byłem już kiedyś na komiksie w kinie, widziałem: THE HULK, na którym to nawet nie wiem kiedy usnąłem, SPIDER-MAN – który był tylko marną kalką komiksu. Problemem było to, że jak byłem mały godzinami oglądałem te bajCki na Cartoon-Trabant… tfu! Network. Czasem, też spojrzałem na Batmana, gdzie widziałem zajawki właśnie tego komiksu MARVELa -> THE PUNISHER!To nie jest zemsta, to kara! (to nie moja opinia o filmie, a myśl przewodnia). Uprzedzony lekko do ekranizacji komiksów, wiedziony myślą, że Amerykanie już nie mają co robić z czasem i zasypują nas kinowymi wersjami (przypomnę, zaczał SPIDERMAN, był HULK i DAREDEVIL, byli X-MENI, jest i PUNISHER, bedzie HELLBOY).
Na wszystkich odbytych projekcjach byłem (szpanu 🙂 i w piątek o godz. 14 w kinie byłem z misją ostatniej szansy dla kina rozrywkowego. Odżyłem!
Spiderman – czerwono-niebieski dres i czarny kleks, Hulk – zielony Lech, po tym nie staj… Daredevil – God bless, without eyes. X-MENi – Twoja tesciowa nie jest pojedynczym egzemplarzem.
THE PUNISHER – to wymyślił, nakręcił i będzie oglądać kto inny!
Oczywiście moje nastawienie zaowocowało, pierwsza scena widzę jakiegoś odpacykowanego BackstreetBoysa z mafii na kontenerze, bleeh. Myśle czy to Crossroads (dop. red. – mydliny z Britney).
Ale nie! Oto przed moimi oczyma zaczyna się! Otrzeźwienie, w filmie Travolta – to nie może być knot (chociąż wspomnijmy Swordfisha)!
Idziemy dalej, pierwsze strzelanki, pierwszy zwrot akcji w kostnicy. Sceny mafijnych porachunków, poszukiwanie winnego, i piękna żona… która jest kwintesencją mafii, w stopniu majstersztyk.
Sprawa zaczyna się od mistyfikacji transferu broni made by FBI, wątek kończy się, gdy przypadkiem ginie młodszy brat „ojca” mafii.
To początek końca Franka Castle, który był ucharkateryzowany na BBoysa. Tak napradę nie umarł (jeszcze). To była jego ostatnia akcja, teraz miał być spokojnie oddelegowany do placówki w Londynie, a w międzyczasie odpocząć na wakacjach z rodziną.
Niestety Howard Saint (głowa mafii, Travolta) wkurza się lekko, podjudzany przez żonę zarządza polowanie… efekty są makabryczne a jadka się nakręca.
Ginie rodzina Franka Castle’a. Do gazet trafiają informacje, że i on umarł. Jest jednak inaczej. Tak rodzi się Punisher, który od teraz przyodziewa koszulkę, którą kupił mu syn na wyprzedaży (spoko motyw), i z coltów (modyfied by daddy) uskutecznia własną wersję sądu ostatecznego.
Po drodze poznajemy mieszkańców lokum Punishera, śliczna Joan (wilokrotnie wykorzystana kelnerka wciąż szukająca miłości swojego życia), chłopaka zafascynowanego komputerami i pearcingiem, oraz grubaska, który świetnie przyżądza lody.
Postacie epizodyczne? Bracia Toti, pan Ruski (blondasek na sterydach) oraz pan z gitarą.
Całej jadki nie będę opisywać, tak czy siak, fani komiksu muszą iść do kina, aby zobaczyć, jak zgwałcono orginał (podejrzewam). Wszystkim innym film się spodoba! Jest mnóstwo krwi, aczkolwiek nie w stylu Blade’a – mimo to film relaksuje niesamowicie!
Polecam film. Lubisz „wet za wet” – Enjoy!
W temacie soundtracku, niezachwyca, ale klimacik jest. Generalnie widzimy, że film oparty o komiks lub grę nie musi być do pupy.