Kiedyś „Dirty Dancing” tłumaczono jako „Wirujący seks” – można to wytłumaczyć popularnością języka rosyjskiego i niedokształceniem ludzi w kwestii języka angielskiego. W dzisiejszych czasach tłumaczenie „Step Up” jako „Taniec zmysłów” to już ignorancja.Mimo to, jako wielbicielka tańca oczywiście nie mogłam sobie pozwolić na nie obejrzenie tego filmu. Muszę przyznać, że bardzo spodobała mi się muzyka. Obserwowałam również grę aktorów, gdyż nazwiska ich nie były szczególnie znane.
I nie zawiodłam się – nie było w tej grze sztuczności, która często towarzyszy początkującym aktorom. Co do reszty – filmu, jeśli ktoś ogladał wspomniany wyżej „Dirty Dancing”, „Save the last dance” czy „Honey” może zapomniec o tym,że „Step Up” powali go jakimś nowatorskim pomysłem. Natomiast jeśli ktoś lubi modne ostatnio aranżacje, w których balet mieszany jest z tańcem nowoczesnym to rzeczywiście jest na co popatrzeć.
Ogólnie rzecz biorąc – film polecam tym, którzy lubią przysypiać w kinie słuchając muzyki bądź zapaleńcom, których nie interesuje fabuła, a jedynie kilka zgrabnie dobranych kroków, figur i układów tanecznych.