Starcie Tytanów

Była już apokalipsa, był koniec świata, była walka robotów i planeta gdzie żyją małpy. Teraz czas na mityczne „Starcie Tytanów” – kolejny film który powinien nas wcisnąć w fotel zniewalającymi efektami, rozśmieszyć fabułą i nacieszyć oczy pięknymi aktorami.Patrząc na te kryteria, producenci osiągnęli swój cel, odnosząc sukces, ale czy naprawdę tylko takiej rozrywki potrzebuje widz?

„Starcie Tytanów” to remake klasycznego filmu fantasy z 1981 roku, który kosztował „tylko” 125 milionów dolarów. Fabuła jest prosta i nieskomplikowana. Perseusz, pół człowiek, pół Bóg, widzi jak jego ziemska rodzina ginie, z rak strasznych potworów sprowadzonych przez Hadesa. Poprzysięga zemstę Bogom, którzy już dawno zapomnieli o ludzkości. Tymczasem na górze z rozgrywa się walka o władze, Zeus zaniepokojony o tym iż traci uwielbienie ludzi, zgadza się na pomoc Hadesa, który chce zastraszyć ludzi wysyłając na nich mitycznego Krakena. Perseusz, syn Zeusa, ma uratować miasto, wraz z kilkoma ochotnikami ( na kształt Drużyny Pierścienia), wyrusza w niebezpieczna drogę do wyroczni, która ma mu pomoc w znalezieniu odpowiedzi na dręczące go pytania.

Reżyseria zajął się Francuz Louis Letterier, który specjalizuje się w kinie akcji, nakręcił miedzy innymi „Transportera 2” i „Incredible Hulk”. Reżyser nastawił się przede wszystkim na dostarczeniu publiczności rozrywki i odprężenia, nie znajdziemy w filmie intelektualnych rozgrywek, tajemnic czy rozbudowanych portretów psychologicznych bohaterów. Film doskonale nadaje się na grę przygodową, ponieważ bohaterowie przez cały film poruszali się od jednego punktu do drugiego, zdobywali potrzebne artefakty lub wiedzę, by wykorzystać je na samym końcu w finałowej scenie – która jako jedyna poraziła swoja majestatycznością.

Główną role w filmie zagrał Sam Worthington, który ostatnio jest głównym bohaterem filmów o bohaterach – od „Terminatora :Ocalenie” po „Avatara”.

Pomimo ciekawych efektów „Starcie Tytanów”, nie odniosło sukcesu za oceanem, zostało wręcz zmiażdżone przez krytyków. Widocznie nie samymi efektami Amerykanie żyją. Mnie film nawet się podobał, ale tylko dlatego, ze wiedziałam na co idę : na czysta rozrywkę, która nie zaprzątnie mi uwagi po ciężkim dniu w pracy.

Żaneta Lurzyńska