W zapowiedzi „Ślubów Panieńskich” w portalu Wp.pl pojawiło się stwierdzenie, iż obraz ten „znakomicie ukazuje dylematy współczesnych «singielek» ”. Obok niego znalazła się anegdotyczna informacja , że na planie nadano mu nieoficjalny podtytuł „Śluby panieńskie czyli zemsta lejdis”.„Uwspółcześnienie” wielkiej literatury może polegać na zmianie rekwizytów lub umieszczeniu jej w kontekście wskazującym, że sytuacje mające miejsce obecnie przypominają te opisane na jej kartach.
Reżyser „Ślubów Panieńskich”, Filip Bajon wykonał tylko kilka kroków w stronę pierwszego z tych modeli.
W niemal tradycyjnym kostiumowym filmie umieścił kilka współczesnych rekwizytów. Niektóre fragmenty są jakby wplecionymi fragmentami filmu dokumentalnego typu „making of”- widz ogląda aktorów czytających z kartki na stolikach rozłożonych przy przyczepach kempingowych ekipy. Obok koni, kontuszy i szabli w filmie pojawia się stojący w stodole samochód oraz telefony komórkowe. Tak powstało połączenie: lektura, fura i komóra. Połączenie mało zrozumiałe dla większości odbiorców.
Paradoksem „Ślubów panieńskich” jest fakt, że najlepszym z pomysłów na nadanie klasycznemu tekstowi współczesnego charakteru okazuje się obsadzenie uchodzącej za kolejną celebrytkę Marty Żmudy-Trzebiatowskiej w roli Klary. Absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej występująca na co dzień w mało wyrazistych rolach prezentuje tu repertuar wyzywających spojrzeń i pół-złośliwych a pół-zalotnych uśmieszków.
Docenić należy także Roberta Więckiewicza i Macieja Stuhra. Przedstawiony na kartach komedii Fredry Radost jest trochę naiwnym szlachcicem w średnim wieku. Radost Roberta Więckiewicza to człowiek pełen werwy, błyskotliwy w rozmowach z kobietami i dobrze znający możliwości swego bratanka. Grany przez Macieja Stuhra Gustaw, podobnie jak postać książkowa, łączy spryt z odrobiną romantyzmu.
Występ Anny Cieślak w roli Anieli należy uznać za poprawny, choć aktorce trudno było nadać dość prostej postaci wyraziste rysy.
Bardzo słabo wypada natomiast Borys Szyc. Książkowego Albina można wyobrażać sobie jako postać chmurną, która przypomina werterycznego mickiewiczowskiego Gustawa. Jego komizm to raczej podobieństwo do współczesnych emo, niż „gapowatość”. Filmowy Albin to po prostu nieudacznik z mimiką przywodzącą na myśl wulgarne powiedzonko o kocie na pustyni.
Nie wiem jednak czy obwiniać za to samego aktora. Scena, w której Albin zostaje nakryty przez Gustawa w jednoznacznej sytuacji z kobietą, została przecież wprowadzona przez reżysera. „Romantyk” zdradzający jeszcze niezdobytą ukochaną nie budzi nawet cienia sympatii.
Jest równie nieprzekonujący jak połączenie „Ślubów panieńskich” z muzyką rodem ze współczesnych komedii romantycznych. Znacznie lepiej niż umieszczony w zwiastunie szlagier zespołu Wet Wet Wet brzmią w filmie tematy skomponowane przez Michała Lorenca.
Pełne barw zdjęcia Wiktora Stoka nadają klimat poszczególnym scenom, lecz nie są w stanie zastąpić spójnego pomysłu na film.
Nowa adaptacja „Ślubów panieńskich” potrafi zmęczyć widza. To dziwne- przecież proces, w wyniku którego wrażliwa kobieta pada ofiarą rozrywkowego spryciarza, a romantyk staje się łupem zbyt pewnej siebie i złośliwej damy, przebiega zazwyczaj lekko i sprawnie.
Andrzej Szczodrak