Róża

Dotychczasowe festiwale okrucieństwa Smarzowskiego były krwiste, soczyste i ładnie obrzydliwe, ale dopiero w „Róży” do swojego antydekalogu dokleja coś, co sprawia, że mamy do czynienia z czymś więcej niż „tylko” świetnym filmem.To niespotykany dotąd u tego reżysera promyk nadziei przestrzeliwujący zgniłe konary mazurskich drzew. Główni bohaterowie targają tu swój krzyż, ale nie chcą wydłubać nim oczu drugiemu. Pomimo koszmarnego brzemienia chcą pokochać jeszcze raz. Ten pierwiastek wyrywa nam kliszę wypełnioną obrazami ponurej groteski z poprzednich dzieł.

Dorociński z Kuleszą grają, jakiego tu słowa użyć, dogłębnie poruszająco, a Smarzowski to jakiś mistrz zupełny kina gatunkowego. Mógłby spokojnie nakręcić western w stylu „Prawa pięści” Hoffmana, któremu najnowsza epopeja zdecydowanie nie wyszła.

Grzegorz Rolecki