Philip Dick jest dla mnie autorem niemal idealnym – poza paroma słabszymi pozycjami wszystkie jego książki pochłaniałem z rozkoszą.Kiedy sięgałem po kolejną, wiedziałem że spotkam się z niepowtarzalnym klimatem i bohaterami, z okruchem świata jaki wyśnił nie do końca zdrowy na umyśle pisarz. Zbierając te okruszki zawsze znalazło się coś nowego, niepowtarzalnego, a mimo to każda powieść i opowiadanie miały odciśnięte to samo piętno, tak jakby Dick przez całe życie pisał właściwie jedną epopeję, na różne sposoby pytając o prawdziwość naszej egzystencji.
Dotychczasowe ekranizacje jego tekstów miały różne wady – zbyt hollywoodzkie, płytkie, często tylko z nazwy i kilku pomysłów przypominające oryginał. Czasem nawet wychodziło z tego niezłe kino, ale dla mnie słabo oddające specyficzny klimat jego twórczości. Na szczęście pojawił się film „A Scanner Darkly”. Dlaczego na szczęście? Przekonajcie się sami, oglądając film, do czego postaram się zachęcić.
W filmie obserwujemy losy pięcioro przyjaciół, zmagających się z rzeczywistością na różne sposoby. Każdy z nich jest mniej lub bardziej od czegoś uzależniony, a wszyscy razem od Substancji A – nazywanej też Agonią. Jeden z nich to nasz główny bohater – Bob Arctor – lub inaczej policjant imieniem Fred, którego zadaniem jest wmieszać się w środowisko narkomanów i zdobyć jak najwięcej informacji o dealerach i źródłach Substancji A. Aby się nie zdekonspirować zażywa małe dawki narkotyku, uczestniczy w życiu grupy, wciela się w postać ćpuna. Co jakiś czas melduje się na posterunku i przegląda taśmy z kamer zainstalowanych na 'melinie’, a następnie składa raporty przełożonym. Idzie mu świetnie, niestety w końcu sam popada w nałóg. Na okresowych badaniach psychologicznych musi przekonać lekarzy, że wszystko jest z nim w porządku, a jako narkoman nie dać się zdemaskować. Nieustanne kłamstwa, oszukiwanie samego siebie, stres i nałóg doprowadzają go do szaleństwa – nie odróżniając kim naprawdę jest – Bobem, czy Fredem, zaczyna śledzić i pisać donosy na samego siebie.
Reszta grupy jest równie ciekawa. Dealerka Dona, jedyna kobieta, nie pozwala się dotykać nikomu poza Bobem. James Barris – typ szalonego inteligenta – wiecznie opowiada o spiskach, manipulowaniu ludźmi przez rząd, albo dokonuje nielegalnych eksperymentów (odzyskiwanie kokainy z olejku do opalania? tłumik z folii aluminiowej? proszę bardzo!). Charles i Ernie to kompletne świrusy, dodające całej opowieści wiele czarnego humoru, chodzące przestrogi przed nadużywaniem proszków. Taka popieprzona anty-drużyna.
Jednak film ujmuje losy grupki uzależnionych świrów w szerszym świetle. Ten sam rząd, który zatrudnia Freda do walki z narkotykami, uczestniczy, pod przykrywką korporacji Nowa Droga, w produkcji Substancji A, od której uzależnia się Bob. Jednocześnie szpieguje swoich obywateli, na każdym kroku regulując ich życie, popuszczając lub skracając smycz. Każdy jest pod obserwacją i każdy może okazać się obserwatorem. W dodatku ktoś w inwigilowanej grupie jest również agentem – próbującym zdemaskować korporację Nowa Droga. Paranoja w każdym calu.
Podsumowując to bardzo udana adaptacja. Świetne aktorstwo, tragikomiczna fabuła, ważny i ciekawie przedstawiony problem, fascynujący i bliski nam świat, barwna mozaika przed oczyma. Czy można chcieć czegoś więcej? Myślę, że długo poczekamy na kolejny tak dobry film.