„Ojciec zawsze umiał bić tak, że nie było widać śladów, inni koledzy mieli siniaki, a ja nic”. Siniaki znikają ale „pręg” nie da się wymazać z pamięci… I właśnie o tym jest film Małgorzaty Piekorz „Pręgi”. Chyba każdy z nas nosi w sobie takie niewidoczne ślady, pozostawione przez osoby, które nas zraniły.Niektórzy potrafią sobie z tym radzić – inni niestety nie… A jaki jest bohater tego filmu – Wojciech (Michał Żebrowski)? Poznajemy go jako młodego chłopca wychowywanego przez ojca (Jan Frycz), który nie potrafi sobie poradzić z dojrzewającym synem. Wojciecha poznajemy po raz drugi, gdy jest dorosłym, ale despotycznym, twardym i osamotnionym mężczyzną – wykapany tatuś można by powiedzieć.
A później jest już nietypowe love story z aniołem. Aniołem, bo Tania (Agnieszka Grochowska) to psycholog, przyjaciółka, kochanka i śliczna istota – taki chodzący ideał. Kiedy pojawia się w życiu Wojciecha wszystko rozumie, trafnie wybiera sposób na zdobycie go itp. itd. Trochę mało prawdopodobne, ale reżyserka twierdzi, że celowo wprowadziła postać nieskomplikowaną, która będzie jakimś zbawieniem dla destrukcyjnego życia Wojciecha.
Dość ciekawie ujęty wątek miłosny przerywa śmierć ojca Wojciecha, którego bohater nie widział 20 lat. Ojciec pozostawia Wojciechowi kasetę z prośbą o wybaczenie… Są łzy i chyba najprawdziwszy i najdramatyczniejszy moment filmu.
Polecam ten film ze względu na bardzo ciekawe studium psychiki ludzkiej, a na dodatek świetnie zagrane role główne: Jana Frycza, Michała Żebrowskiego i Agnieszki Grochowskiej, jak również epizodyczną choć bardzo dobr rola Doroty Kamińskiej jako matki Tani.
„Pręgi” to dobre polskie kino, na które warto znaleźć chwilę czasu.