Jeżeli zamierzacie iść do kina, szukając filmu, po którym nie zostanie jedynie mgliste wspomnienie, to polecam „Aviator-a” Martina Scorsese. Po obejrzeniu tego obrazu zostaniecie sprowokowani do szukania informacji o głównym bohaterze.Powodem takiej dociekliwości i nagłego pędu do zdobywania wiedzy, nie jest jednak skąpa ilość danych na temat Howarda Hughes-a, a jedynie świetne pobudzenie naszej wyobraźni przez filmowców. „Aviator” koncentruje się, bowiem, na niewielkim, ale najciekawszym, wycinku życia bohatera (H.H).
DiCaprio stworzył bardzo plastyczną i żywą kreację. Jeśli pamiętacie jego rolę w „Titanic-u” i nie jesteście fanami tego aktora, to bardzo możliwe, że po obejrzeniu obrazu Scorsese zmienicie zdanie.
Film doskonale przedstawia atmosferę Hollywood początku XX wieku (sekrety życia gwiazd i gwiazdeczek, szaleństwa w klubie „Cocoanut Grove”, niezapomniana muzyka lat 40).
Na drugim zaś „torze”, jednocześnie, kulisy rozwijającego się przemysłu lotniczego i jego powiązania z wielką polityką. Jak jednemu mężczyźnie udało się objąć, te dwie, tak różne dziedziny: produkcję filmów i samolotów? Hughes był naprawdę niesamowity!
„Aviator” powinien spodobać się zarówno paniom (zobaczycie romanse w wykonaniu specjalisty; aż żal, że takich mężczyzn już nie ma :-)), jak i panom (czeka na Was wiele pięknych kobiet i pasjonujące konstrukcje maszyn latających). Nie obyło się bez amerykańskiego melodramatyzmu, którego posmakujemy w jednej ze scen, związanych z hmmm… „lądowaniem”, ale nie można żądać wszystkiego od hollywodzkiej produkcji 🙂
„Dłużyzn” nie znajdziecie! Polecam!!! (Zwłaszcza przeciwnikom „Terminatora” – którym tytuł „Aviator” może negatywnie się kojarzyć! 🙂