”Pojutrze” – wielka rozrywka

Ciężko dojść do trafnego wniosku, kiedy myśli się, dlaczego amerykanie są tak rozmiłowani w kinie katastroficznym, ale jedno jest pewne dzięki temu mamy dobrą i „wielką” rozrywkę. Nic się nie zmienia w przypadku najnowszego filmu Rolada Emmericha „Pojutrze”.Ziemi grozi nowa epoka lodowcowa. Tak głosi główny bohater filmu klimatolog Jack Hall. Przepowiada, że może to nastąpić za 100 lub nawet 1000 lat. Jednak wszystko wskazuje na to, że pogodowa apokalipsa może nastąpić lada dzień. W oceanach gwałtownie spada temperatura, huragany niszczą miasta, a na Tokio spada grad wielkości sporych owoców cytrusowych. Lecz to dopiero początek kłopotów.

Najlepsi amerykańscy klimatolodzy przepowiadają ochłodzenie do temperatury poniżej minus 100 w ciągu kilku dni, a przeżyją tylko ci, którzy udadzą się na południe lub zostaną w domach i będą palić, czym się da by ogrzać swoje organizmy. W takie wersje nie chce uwierzyć rząd USA i zarządza ewakuację dopiero do ostatniej chwili

Tak w skrócie wygląda fabuła „Pojutrza”. Nieprawdopodobne? Może i tak, ale ileż to już razy słyszeliśmy z ust naukowców o raptownym zmianie klimatu, w ciągu najbliższych setek lat. Już teraz każdy z nas może odczuć, że lato jest, co raz bardziej gorące i nie do zniesienia. Efekt cieplarniany się zbliża. A gdyby został przyśpieszony i miałby się zacząć pojutrze?

Z takiego właśnie założenia wyszli scenarzyści filmu. Jednak żeby wszystko stało się bardziej rzeczywiste jak zwykle w takich filmach otrzymaliśmy bohaterów z różnych sfer. Każdy kataklizm jest pokazywany z punktu widzenia innego człowieka, człowieka którego w dalszej części filmu już nie widzimy, ale do końca się z nim identyfikujemy. Może to paradoksalne – ale ci filmowi ludzie są tak samo mało ważni jak my – pozostawieni, zapomniani…

Całości oczywiście musi dopełnić prezydent USA, wraz ze sztabem swoich współpracowników – a wszystko po to – byśmy poczuli, że sprawa jest wielkiej wagi. Ale tego nam wcale nie trzeba, efekty specjalne mówią nam wszystko.