Nie mam pojęcia, skąd przywędrowała do nas moda na „jednodniowe komedie”, ale trzeba się chyba pogodzić z tym faktem. Słowo „komedia” powinno się kojarzyć nam z czymś… śmiesznym. Po prostu śmiesznym, zabawnym, odprężającym (z tą różnicą, że taki powinien być każdy film, ale skupmy się na omawianym gatunku). Teraz podstawowe pytanie – jakie są „jednodniowe komedie”?W tym przypadku powinniśmy wziąć jeszcze jedną, dość istotną, kwestię pod uwagę – to POLSKIE komedie. I od razu wiemy(?), z czym mamy do czynienia. „Nasze” filmy są kojarzone z tandetą. Ale sądzę, że co do tego każdy wypowie się samodzielnie w zgodzie z własnym sumieniem.
Wracając do tematu przewodniego, dość niedawno mieliśmy do czynienia z jednym z polskich tego typu filmów. W dodatku była to produkcja Marka Koterskiego. Niestety jak się okazało, film nie był tak świetny jak jego reżyser. Czy to oznacza, że każdy polski film – bez względu na gatunek – musi okazać się klapą? „Listy do M” opowiadają o historii teoretycznie pięciu par. Wszyscy bohaterowie na swój sposób są zagubieni w swym życiu. Pomimo, że osiągnęli dość sporo, to ich życie prywatne nie jest idealne, a nawet takie, jakie mogłoby być. Jest Wigilia – czas, który chce się spędzać z najbliższymi. Nie każdy jednak do tego się przyznaje i próbuje od tego uciekać. Film ten jednak ukazuje, że od świąt i miłości nie da się uciec. Poza znakomitą obsadą: Maciej Stuhr, Roma Gąsiorowska, Tomasz Karolak, Agnieszka Dygant, Piotr Adamczyk, Katarzyna Zielińska, Paweł Małaszyński, Katarzyna Bujakiewicz, Agnieszka Wagner czy Wojciechem Malajkat ten film (o dziwo) ma wiele zalet.
Pomimo że to „jednodniowa komedia” jego fabuła jest niezwykle rozbudowana. Nie da się tego filmu opowiedzieć drugiej osobie, bo gdy chce się, by odbiorca zrozumiał jego sens, to trzeba omówić każdą minutę filmu, co nie jest wykonalne. Powiązania między bohaterami są bardzo zawiłe, a jednak niebywale przejrzyste, choć nie oczywiste. Nie ma pary głównych bohaterów, wokół których kręciłby się „cały świat”. Wszyscy wyżej wymienieni aktorzy odgrywają właściwie jednakowo ważne role, co jest ogromnym plusem. Fakt ten sprawia, że komedia ta nie jest łzawym melodramatem. Oczywiście zdarzają się momenty, w których łza pocieknie po policzku, ale to przecież komedia romantyczna, więc kilka tego rodzaju momentów jest nawet wskazane. I jedna zasadnicza kwestia – to naprawdę jest komedia; ona bawi, śmieszy, odpręża. Pomimo że to polska… produkcja tego typu to jest naprawdę bardzo udana. Przed Wigilią krąży swoista lista skojarzeń ze świętami. Sądzę, że każdy, kto zobaczy „Listy do M”, bez większego namysłu doda ten tytuł do własnego spisu. Mój prywatny jest trochę inny niż wszystkich, bo nie ma w nim ani mandarynek, ani czekoladowych mikołajów, ale na pewno znajdą się w nim „Listy do M”. Tak czy inaczej zdecydowanie polecam tę produkcję; nawet miłośnikom filmów typu „zabili go i uciekł”, ponieważ kawałek dobrego odprężenia przyda się każdemu.
Magdalena Mius